WYWIAD WYSPA.FM: Zbigniew Szatkowski (Votum)

WYWIAD WYSPA.FM: Zbigniew Szatkowski (Votum)

Z klawiszowcem progmetalowej grupy Votum - Zbigniewem Szatkowskim rozmawia Przemek Kokot.

Jesteśmy po premierze Waszego nowego krążka pt. „Harvest Moon”, jak przebiegały prace nad tym albumem?

Zbigniew Szatkowski: Bardzo szybko, sprawnie i przyjemnie, w skrócie: jak po maśle – tak na pewno w jakimś równoległym wszechświecie. Niestety w naszym prywatnym mieliśmy mnóstwo perturbacji. Pracę się przeciągały, sprzęt się psuł, były wypadki samochodowe i całe mnóstwo nieprzewidzianych okoliczności przyrody, z których można by ułożyć całkiem interesujący film (thriller sadząc po treści i ilości nerwów, które w nas wywołał). Teraz, kiedy krążek jest już gotowy, jestem pewien, że Karma będzie dla nas łaskawa. Byliśmy bardzo podekscytowani, gdy zasiadaliśmy do zalążków tego, z czego później powstał „Harvest Moon”. Było trochę obaw, głównie dotyczących tego czy uda nam się pogodzić nasze pomysły i wizję na płytę, ale z pewnością nie martwiliśmy się o to czy materiał powstanie. Nawet przy poprzednich płytach pozostawały zawsze pewne elementy, które finalnie nie weszły do ścisłego składu utworów, wiec, o jakość i ilość materiału się nie martwiliśmy. Próbowaliśmy przejść przez wszystko z planem. Zarezerwowaliśmy sobie sporo czasu podczas, którego przesiadywaliśmy godzinami w sali prób zarówno debatując jak „Harvest Moon” ma brzmieć, jak i tak naprawdę o czym płyta ma być. Kiedy mieliśmy względnie dopiętą wizję albumu i materiału, który miał zostać zarejestrowany zawitaliśmy do Izabelin Studio by powołać do życia nasze tworzone w ogniu bitwy „dziecko”. Po miesiącach na polach Armagedonu udało nam się dojść do konsensusu, którego owocem jest właśnie nasz Księżyc w Superpełni.

Płyta jest niezwykle różnorodna: od mocniejszego kawałka „Dead ringer”, poprzez  Vicious Circle przypominający bardziej wpływy muzyki z lat 70, jak to jest z zespołem Votum? Bliżej wam do hard-rocka czy do cięższego brzmienia?

Zbigniew Szatkowski: Myślę, że wypracowaliśmy swój własny region. W przypadku pierwszej płyty, słuchacze mają dużo przestrzeni do poszukiwania odniesień w twórczości „zewnętrznej”, w dokonaniach innych zespołów, ponieważ nie ma punktu zaczepienia w tym, co było robione przez nas. W przypadku „Metafiction” i „Harvest moon” jest duża porcja naszego prywatnego stylu i wpływu. Każdy z nas ma tak szerokie zainteresowania muzyczne i w szarej codzienności słucha bardzo różnorodnych rzeczy, że pojedyncza strefa muzyczna, czasowa czy gatunek jest niewystarczający do zdecydowania, „jak to z nami jest”. To również przez to płyta ta byłą tak długo w fazie przygotowań: musieliśmy odnaleźć wspólną drogę, kompromis w tym jak chcieliby by wszystko brzmiało i jednocześnie spełnić swoje wspólne, a bardzo rozbudowane oczekiwania. Ja, prywatnie, lubię dobre mocne brzmienie, ale mamy wśród nas zwolenników delikatniejszego grania.

Jest to Wasz 3 album, po przesłuchaniu poprzednich, doszedłem do wniosku, że to Wasze najbardziej dojrzałe kompozycje, idealnie wplatające się w całość, też masz takie odczucie?

Zbigniew Szatkowski: Nie jest łatwo zdecydować. Pod wieloma względami faktycznie tak jest – czysto przez proces uczenia się. Produkcyjnie, aranżacyjnie, brzmieniowo wiemy o wiele więcej niż przy poprzednich sesjach, znamy siebie nawzajem, znamy swoje oczekiwania i aspiracje, jest nam łatwiej nagrać pewne rzeczy dobrze – i jest to kompletnie naturalna rzecz. Natomiast silny efekt ojcowski powoduje, że ciężko jest rangować, które z „dzieci” jest bardziej dojrzałe. Są kompozycje, które uwielbiam na „Time must have a stop” i „Metafiction”, ale to właśnie „Harvest moon” kręci się po raz dziesięciotysięczny w moim odtwarzaczu CD.

Wszystkie piosenki śpiewacie po angielsku, dlatego, że Wam jest łatwiej, czy po prostu chcecie dotrzeć do większej liczby odbiorców, mam tu na myśli Europę i USA?

Zbigniew Szatkowski: Votum za czasów swojej młodości (w erze, gdy jeszcze szlifowało swoje możliwości w stylistyce heavy metalowej), miało przygodę z językiem polskim, wiec chłopaki przecierali szlaki również w taki sposób. Jednak prawda jest taka, że chcemy by nasze albumy miały okazję odwiedzić resztę świata, a język polski ma mniejszą „moc odsłuchową” poza granicami naszego kraju niż tego byśmy chcieli. Być może (i przypuszczam, że nie tylko „być może”) nie mielibyśmy szans na premiery międzynarodowe naszych albumów, gdyby były zrealizowane wyłącznie w języku Piastów. Sądząc po entuzjastycznych recenzjach, przypływających do nas z różnych zakątków świata (a dotarły do nas opinie nawet z Chile czy Syrii), język angielski otworzył nam drzwi i pomógł ludziom, którzy lubią otaczać się taką muzyką łatwiej dotrzeć do naszych dźwięków. Dla mnie to zwycięstwo.

Zespół powstał w 2003 roku, jak doszło do Waszego spotkania?

Zbigniew Szatkowski: Oficjalna data to faktycznie 2003, jednak wtedy był to etap gdy zespół dopiero krystalizował się. Mamy, więc Votum 1.0, kiedy Alek Salamonik i Adam Kaczmarek dopiero zaczynali odkrywać prawdziwe ‘zespołowe granie’, ale mamy też Votum 2.0, które rozpoczyna się od wydania płyty „Time must have a stop”, kiedy to zespół odżegnał się od heavy metalowej stylistyki i rozpoczął mariaż z czymś, co przy wydawaniu „Tmhas” nazwaliśmy metalem eksperymentalnym, a co szybko zostało zakwalifikowane przez recenzentów i entuzjastów muzycznych, jako prog. Ja prywatnie znałem się z Alkiem i Adamem wcześniej i jeszcze jako licealista przymierzałem się do zespołowego grania z nimi. Wtedy nasze drogi rozeszły się - jeszcze zanim powstało Votum - ale potem przez zabawny zbieg okoliczności i pewną pomyłkę, Alek zapukał do moich drzwi (kompletnie nie wiedząc, gdzie mieszkam, jako 100% przypadek) i od słowa do słowa, ze spotkania po latach trafiłem na próbę, gdzie właśnie odbywała się prywatna rewolucja gatunkowa Votum. Przyszedłem, jako 13 muzyk, który przewinął się przez szeregi zespołu do momentu, gdy rozpoczęły się pracę nad pierwszym ‘quasi-progresywnym’ albumem.

Jesteście już po 5 koncertach promujących nowy album, jak zostaliście przyjęci przez publikę?

Zbigniew Szatkowski: Bardzo ciepło. Mamy spore grono wspaniałych fanów, cudownych ludzi, którzy bardzo często są z nami od początku naszej drogi, a którzy są żywym dowodem na to, że nawet w najzimniejsze noce można świetnie się bawić przy dźwiękach muzyki na żywo. Są wśród nich osoby, które pojawiają się na więcej niż jednym koncercie z trasy, czy na przykład są gotowe wynająć busa i z grupą przyjaciół telepać się przez pół Polski by wspólnie z nami uczestniczyć w koncercie. Co jest szczególnie imponujące, jako, że z jakiejś nieznanej mi kompletnie przyczyny większość tras koncertowych gramy w zimie (tej naszej paskudnej zimno-mokrej męczarni, która serwuje nam pogoda rok w rok). Prawda jest jednak taka, że wydłużające się przygotowania do wypuszczenia albumu spowodowały, że musimy sporą część z naszej pozycji ponownie odbudowywać frekwencyjnie – są kluby i miasta, które nie zapełniają się łatwo, gdy zespół zbyt długo pracuje nad nowym materiałem. Na szczęście jest sporo miejsc, które podnoszą morale i moment, kiedy przychodzi managerka klubu i mówi, że trzeba będzie dodrukować bilety, bo cały komplet, który został przygotowany się wyprzedał jest jednym z moich ulubionych.

Na Waszej stronie można przeczytać: "Spojenie muzyki, tekstów, sztuk wizualnych i emocji od zawsze było najistotniejszą częścią naszej pracy". Jak powstają Wasze teksty?

Zbigniew Szatkowski: Przetestowaliśmy już różnorodne opcje. W przypadku „Metafiction” w pierwszej fazie powstały właśnie teksty, a później dopowiedzieliśmy historię za pomocą muzyki. Gdy pisany był „Harvest Moon” pierwszym ruchem było skomponowanie muzyki, do której później dopisane zostało tło tekstowe. Pierwszą częścią całości w każdym przypadku jednak jest „koncept”. Każdy z albumów, które mieliśmy przyjemność nagrać, jest konceptualnym nośnikiem jakiejś konkretnej historii. Pracę nad muzyką i tekstami poprzedzane są rozmowami i próbami stworzenia „odgórnej”, ciekawej i – mamy nadzieje – poruszającej historii. Oczywiście zdarza się, że koncept ewoluuje i zmienia się w czasie, by stać się jak najlepszym łącznikiem muzyki i tekstu (a także całej strefy graficznej powstającego albumu).

Czego Wam należy życzyć w nadchodzących miesiącach?

Zbigniew Szatkowski: Od zawsze robiliśmy rzeczy metodycznie, ze sporą dozą cierpliwości wyznając zasadę drobnych kroków. Teraz najlepiej nam życzyć odrobiny szczęścia. Jeśli wszystko pójdzie dobrze właśnie najbliższy miesiąc przyniesie nam możliwość zrobienia milowego kroku w naszej przygodzie z muzyką. Do Votum 3.0

Komentarze: