Zapraszamy na nasz wywiad z Wojciechem Wojdą, założycielem i wokalistą zespołu Farben Lehre. O nowej płycie, inspiracjach i koncertach rozmawiali Przemek Kokot i Maciej Janiszyn.
Więcej o płycie przeczytacie TUTAJ.
Spotykamy się przy okazji premiery Waszego nowego krążka "Na zdrowie", skąd pomysł na taki tytuł?
- Człowiek z wiekiem coraz bardziej docenia własne zdrowie i dostrzega jego wyjątkowe znaczenie. Znam to z autopsji... Bez zdrowia cała reszta staje się bezwartościowa oraz traci jakikolwiek sens. Szukałem tytułu, który okaże się odpowiedni i adekwatny do współczesnych realiów, a jednocześnie będzie hasłem, które połączy potencjalnych słuchaczy. Kolokwialnie rzecz ujmując: można się spierać, różnić, ale za zdrowie (bez konkretnego adresata) wypije każdy <śmiech>.
Ponad 35 lat grania, 15 studyjnych albumów, setki piosenek na koncie i oto tak znakomita płyta pt. "Na zdrowie". Jak to się robi?
- Nie mnie oceniać własną twórczość, bo ja – z oczywistych względów – nie jestem w stanie podchodzić do niej z odpowiednim dystansem. Trudno mi zatem odpowiedzieć na tak sformułowane pytanie, ale mogę jedynie stwierdzić, że lubimy to co robimy, a w granie wkładamy maksimum energii i serca. Być może to jest „tylko lub aż” cała tajemnica.
Album ten zachwyca na polu muzyki, ale czy zgodzicie się ze mną, że to jednak teksty stanowią o jego sile w największym stopniu?
- Nie do końca podzielam taki punkt widzenia, albowiem od zawsze uważam, iż o sile przekazu oraz wyrazu stanowi odpowiednia symbioza pomiędzy muzyką i słowami. Nawet bardzo dobry tekst dodatkowo zyskuje na wartości, kiedy muzyka jest odpowiednio do niego dobrana. Tak samo muzyka; staje się ciekawsza i bardziej ekscytująca, gdy jest opatrzona odpowiednim tekstem. Natomiast zgadzam się z tezą, że przekaz poszczególnych utworów na albumie „Na zdrowie” bezsprzecznie stanowi bardzo istotny element całości.
Najbardziej zaskakujący utwór na płycie, to dla mnie genialny kawałek "Szeregowiec". Skąd pomysł na tak bądź, co bądź odmienny od dotychczasowej stylistyki, numer?
- Z reguły pomysły na utwory pojawiają się spontanicznie, chociaż czasem rysuje się jakaś mniej lub bardziej wyraźna inspiracja. Od wielu lat jesteśmy fanami brytyjskiej formacji NEW MODEL ARMY i akurat w przypadku „Szeregowca”, to właśnie ich twórczość była pewnego rodzaju drogowskazem do jego powstania. Tym bardziej że pomysł narodził się w mojej głowie tuż po koncercie NMA w warszawskiej Proximie. Niewątpliwie niebagatelną, a być może wręcz kluczową rolę w takiej, a nie innej formie muzycznej pełnią idealnie osadzone partie skrzypiec w wykonaniu Michała Jelonka. W tekście również udało mi się uchwycić sedno opisywanego zagadnienia, dlatego jestem z niego w pełni zadowolony.
Kolejny świetny utwór - "Nie zamykaj oczu". To ważna kompozycja, ale czy nie kusiło was by w warstwie tekstowej pójść nieco dalej, odnosząc się do idealnie rymującego się w tym kontekście słowa "Putina" (z epitetem)?
- Taki zabieg byłby zbytnim uproszczeniem i sprowadzeniem bardzo poważnego problemu do postaci jakiegoś zbrodniarza-szaleńca. Uważam, że wymowa kawałka „Nie zamykaj oczu” jest wystarczająco dosadna i czytelna, zatem nie sądzę, aby wskazana była jakaś korekta. Ten utwór powstał z potrzeby chwili, bo tego wymagała dramatyczna sytuacja, jaka odbywa się na naszych oczach, tuż obok nas. Obojętność na zło jest złem, a my od zawsze: „walczymy muzyką, uzbrojeni w rymy – mamy piosenki, a nie karabiny…”
Czy wciąż pozostaje w was niezmienną wiara w to, że punkowa muzyka może coś zmienić w życiu nas wszystkich?
- Aby coś zmienić, to trzeba najpierw chcieć, a z tym jest największy problem. Obecnie większość ludzi uważa, że nic od nich nie zależy, że na nic nie mają wpływu, dlatego żyjemy w czasach masowego marazmu społecznego. Od lat nie przywiązuję wagi do etykietek typu „punkowa”, „rockowa”, itp., jednak wciąż czuję, że muzyka i przekaz z niej płynący mają dużą siłę oraz wpływ na słuchaczy. Oczywiście pod warunkiem, że twórczość stanowi odzwierciedlenie tego co w duszy gra, bo tylko wówczas sztuka jest prawdziwa i wiarygodna.
Na płycie również pojawiła się Wasza interpretacja utworu „Bella Ciao” to pochodna tego, że jesteście fanami serialu „Dom z papieru” czy jakiś innym powód był, że zdecydowaliście się na umieszczenie tego utworu na płycie?
- Przede wszystkim to bardzo fajna nuta i dobra piosenka, która daje duże pole do działania przy tworzeniu własnej aranżacji. Natomiast faktem jest, że po obejrzeniu wspomnianego serialu „Dom z papieru” mocno zainteresowaliśmy się tym kawałkiem. Najpierw zrobiliśmy ostrzejszą wersję elektryczną, która pojawiła się na naszym urodzinowym wydawnictwie „Pieśni XX wieku”, a teraz wpadliśmy na pomysł zagrania „Bella Ciao” w formie akustycznej, z użyciem bogatego instrumentarium. W efekcie wyszła nam jedna z najbardziej rozbudowanych aranżacyjnie kompozycji w historii FARBEN LEHRE.
Masz jakiś ulubiony utwór z tej płyty?
- Z większości songów z płyty „Na zdrowie” jestem zadowolony, ale jeżeli miałbym wymienić te trzy ulubione, to wskazałbym na: „Szeregowca”, „Kasyno” oraz „Manifest”.
Minęło trochę od premiery, jak płyta została przyjęta przez fanów jak i przez krytyków muzycznych? Jaki macie feedback odnośnie tego albumu?
- Jeżeli chodzi o naszych odbiorców, to reakcja jest budująca, o czym świadczy świetne przyjęcie nowych kawałków podczas wielu koncertów zagranych po premierze albumu „Na zdrowie”. Mam nadzieję, że ta tendencja się nie zmieni i sporo tych piosenek na dłużej zagości w setliście. Natomiast krytycy muzyczni na razie są mało krytyczni wobec tego wydawnictwa i dochodzą do nas głosy w większości pozytywne.
Czy z Twoich obserwacji wynika, że rynek muzyczny już wrócił na prostą po pandemicznym lockdownie?
- Wydaje się, że jest na dobrej drodze do powrotu na prostą.
Gdzie będzie można Was zobaczyć w najbliższym czasie?
- Wiosenny sezon klubowy w zasadzie się skończył, zatem teraz najprędzej można nas będzie spotkać na koncertach plenerowych, m.in. w Zbąszyniu, Jabłonnej, Opolu, Kunicach, Karwii, itd. Wcześniej zagramy dwa ostatnie koncerty klubowe w Brodnicy i Tczewie, jeszcze w pierwszej połowie maja.