Sandra Naum: "Lubię wychodzić poza schematy i łamać stereotypy"

Sandra Naum: "Lubię wychodzić poza schematy i łamać stereotypy"

Jak najlepiej przedstawić Sandrę Naum? Jest wokalistką, aktorką, youtuberką, modelką, a w każdej tej dziedzinie radzi sobie znakomicie. Została wicemiss w konkursie Miss Polski w 2020, możemy podziwiać ją w teatrze i na ekranie, a teraz wydaje swój drugi singiel „Ściany". Poznajcie tę wyjątkową dziewczynę wielu talentów! Zapraszamy do lektury naszego wywiadu z Sandrą Naum.

Aktorstwo, muzyka, modeling, internet... Która z twoich licznych sfer działalności jest ci najbliższa?

Sandra Naum: Wydaje mi się, że jednak aktorstwo, bo to było moje największe marzenie, by studiować na Akademii Teatralnej. Nie od razu się udało – do egzaminów podchodziłam trzy razy, aż spełniło się powiedzenie „do trzech razy sztuka". Ale nie poddawałam się, wiedziałam, że mi się w końcu uda, bo nie wyobrażałam sobie życia bez świata artystycznego. Chciałam dostać się na wydział wokalno-aktorski, by w ten sposób łączyć swoje dwie największe pasje – muzykę i aktorstwo. Teraz już mam za sobą pierwsze role w filmach, serialach. Swój debiut filmowy miałam na festiwalu w Gdyni, był to film „Hela", w którym wcielałam się w rolę zbuntowanej nastolatki w zakładzie poprawczym.

W twoim głosie słyszę dużo determinacji...

Tak, bardzo ważne jest dla mnie, by robić wszystko w zgodzie z samym sobą. Aktorstwo i śpiew to były marzenia małej Sandry, a ja wiedziałam, że są do spełnienia, bo wszystko w życiu można osiągnąć ciężką pracą. O tym mówi moja pierwsza piosenka „Wiele" – by nie poddawać się i wytrwałą pracą dążyć do swojego celu. Małymi kroczkami dążyłam do tego. A w moim życiu wiele osób bardzo chciało mnie przekonać, że się do tego nie nadaję, chociażby w czasach szkolnych. Pochodzę z małej miejscowości w województwie śląskim, z Łączy nieopodal Gliwic. W szkole byłam tą jednostką, która się wyróżnia, robi wszystko inaczej niż inni, dlatego też byłam łatwym kąskiem, by się nad nim poznęcać. Na szczęście nie poddałam się, a później spotkałam pewną osobę, która zmotywowała mnie do działania, niejako „popchnęła" w stronę aktorstwa. I poszłam tą drogą.

Czy w teatrze masz dużo okazji, by łączyć aktorstwo z muzyką?

Będąc na wydziale wokalno-aktorskim, głównie opieramy się na funkcjonowaniu aktora w teatrze muzycznym. Gram w Teatrze Roma w spektaklu „Sprzedawcy Marzeń"(reż. Anna Sroka-Hryń), który pierwotnie powstał jako egzamin w naszej  Akademii Teatralnej. To spektakl z piosenkami Myslovitz i Artura Rojka. Kolejny spektakl „Bogowie" (reż. Bartosz Porczyk) również powstał jako egzamin na akademii, a teraz jest w repertuarze akademickiego Teatru Collegium Nobilium. Jest z utworami m. in. Kory i Maanamu, ale zdarzy mi się także w spektaklu zaśpiewać fragment piosenki mojego ukochanego zespołu Queen. Śpiewam również w musicalu dla dzieci i młodzieży „Kongo" w Teatrze Capitol w Warszawie.

Słyszałem, że od dzieciństwa kochasz piosenki z filmów Disneya. Twoja historia rzeczywiście brzmi nieco bajkowo.

W bajkach Disneya zawsze jest zawarte przesłanie, by wierzyć w swoje marzenia, że są one do spełnienia. Na mnie to wywierało wielkie wrażenie - skoro tak jest w bajkach, to ja też bym chciała, by tak było w moim życiu (śmiech). Dorastając, spotkałam się z brutalną rzeczywistością, jeśli można to tak łagodnie nazwać, ale dalej przez ten cały czas nie chciałam zawieść małej Sandry z przeszłości, tylko udowodnić sobie, że mimo wszystko się da. Czy wierzę, że moja historia będzie rzeczywiście bajkowa i ze szczęśliwym zakończeniem? Kiedy wokół nas tyle zła z każdej strony, to chociaż w małym stopniu chce być osobą, która będzie generować dobro. Czy w przesłaniach muzycznych, czy to na scenie teatralnej, czy w innych momentach, kiedy tylko nadarzy się do tego okazja. Są rzeczy, które wywołują u mnie napady szczęścia - wychodzenie poza schematy, łamanie stereotypów i objadanie się ciastem marchewkowym.

Jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką?

To moja mama zapisała mnie do szkoły muzycznej. Tam uczyłam się grać na pianinie, śpiewałam w chórze. Jeździłam na różne konkursy i szkolne festiwale, co roku brałam udział w wokalnych warsztatach nad morzem – po tych warsztatach koncertowaliśmy w Kołobrzegu, Koszalinie, w Międzyzdrojach i innych pomorskich kurortach. Pamiętam, że w podstawówce pierwszą piosenkę, którą zaśpiewałam, była „Nie daj się" Dody (śmiech). Faktycznie już wtedy blisko było mi do utożsamienia się ze słowami: Nie daj się, warto być zawsze tylko sobą.

Myślę, że ważne dla twojej kariery muzycznej były też covery znanych utworów, które zamieszczałaś na swoim kanale na YouTube. Szczególną popularnością cieszyła się twoja polskojęzyczna wersja „Havany" Camili Cabello.

Nagrałam tę piosenkę, bo wtedy była taka moda na śpiewanie coverów zagranicznych po polsku. Więc i ja postanowiłam, że spróbuje coś nagrać. Wtedy właśnie mój kanał „wystrzelił", uzbierało się z pół miliona odsłon. Zebrałam też wówczas swoją grupę fanów, która została ze mną do teraz, a już trochę czasu minęło od tej publikacji (w 2017 roku – red.). No, troszkę ludzie musieli poczekać na moje własne piosenki (śmiech). Ale wiedziałam, że zacznę wydawać swoje rzeczy w momencie, kiedy faktycznie będę na to gotowa. Wtedy wolałam pisać do szuflady. Aż przyszedł ten moment. To, co chciałam przekazać, dojrzało we mnie na tyle, że już się nie mieściło we mnie i musiałam dać upust skrywanym  emocjom. Byłoby super, gdyby moja muzyka docierała do dużej grupy odbiorców, ale wystarczy mi to, że ktoś podzieli się ze mną swoją opinią, że jeśli mu się nagranie podoba, to mi o tym napisze. I jest taka grupa ludzi, która mnie słucha i cieszy się z moich sukcesów. To sprawia, że moje serducho rośnie.

A skąd w twoim życiu wziął się modeling?

Bycie modelką od zawsze było dla mnie hobby. W czasie, kiedy zdawałam egzaminy na studia, zajmowałam się modelingiem, wyjeżdżałam na kontrakty. To na pewno dało mi obeznanie z kamerą, swobodę przed obiektywem, która dzisiaj mi się bardzo przydaje. Ale także, dzięki podróżom mogłam spojrzeć na wiele rzeczy z zupełnie różnych perspektyw. Od modelingu właściwie zaczynałam swoją styczność ze światem artystycznym.

A jak trafiłaś do konkursu Miss Polski?

Zawsze chciałam sprawdzić, czy konkursy miss wyglądają tak, jak mówią powielane stereotypy. Poszłam tam z przekonaniem, by udowodnić, że to prawdziwe piękno tkwi w środku każdego z nas. Akurat udało się, co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło - proces „wydobywania piękna" faktycznie miał tam miejsce.

Wróćmy do muzyki. Twój najnowszy singiel „Ściany" to mocna rzecz – muzycznie, bo w aranżacji słychać ostre rockowe gitary, ale też tekstowo.

To utwór jeszcze bardziej odkrywający mnie niż „Wiele", ale myślę, że każdy będzie mógł się z nim utożsamić. To zaproszenie do krótkiej opowieści, która powstała na podstawie ujścia emocji, które ktoś kiedyś kazał mi w sobie trzymać i milczeć. Czułam się wtedy bardzo samotna, tłumiąc w sobie te wszystkie niewypowiedziane „strachy". Strach przed odrzuceniem, porażką, wyśmianiem często paraliżuje nas przed podjęciem decyzji i jakichkolwiek działań. Wokół tyle ludzi, a my czujemy się samotni, zagubieni i mamy wrażenie, że nikt nas nie widzi ani nie słyszy. Dlatego kiedy ktoś już pojawia się na naszej drodze i wyciąga do nas dłoń, my często nawet nieświadomie ją odrzucamy. Teraz wiem, że warto próbować przekraczać własne granice, wychodzić ze swoich stref komfortu po to, by wreszcie móc poczuć się sobą. Tylko, co to znaczy w ogóle stać się sobą? Wiesz? Ja też nie. Cały czas szukam. Może znajdę odpowiedź jutro, za tydzień, za kilka miesięcy, albo nigdy? Nie wiem, ale to, że nie wiemy, to nic złego. Na wszystko potrzeba czasu, ale myśląc o tym, jacy mamy być, nie staniemy się tacy w czasie teraźniejszym. Przegapić wieczność...  Łatwo powiedzieć - bądź tu i teraz. Ale można próbować. Warto pamiętać, by szanować własne emocje i ukochać siebie, takimi jakimi jesteśmy, ze wszystkimi pozytywami i wadami, które czynią nas ludźmi. Przytoczę tutaj cytat jednej z moich ulubionych książek, którą jest „Mały Książę": Decyzja oswojenia niesie w sobie ryzyko łez.

Czy planujesz w przyszłości wydanie albumu?

Płyta to kolejne marzenie do spełnienia. Możliwe, że pod koniec roku coś się ukaże, bo kilka kawałków mam już gotowych, aczkolwiek trzeba je jeszcze dopieścić. Jeśli będzie dobry odbiór singli, to jak najbardziej będę o tym myśleć. Jestem ciekawa samej siebie, jakie pomysły urodzą się w mojej głowie.

A co z koncertami?

O koncertach tak naprawdę jeszcze nie myślałam, bo dotychczas skupiałam się bardziej na aktorstwie. Ale kto wie. Dostaję od fanów coraz więcej wiadomości z zapytaniami o to, kiedy będą mogli poszaleć na moich koncertach. I coraz bardziej jestem w stanie uwierzyć, że to się wydarzy już w tej bliższej niż dalszej wizji przyszłości.

Rozmawiał: Maciej Koprowicz

Komentarze: