Rafał Brzozowski: "To nie jest świat, który ja kupuję"

Rafał Brzozowski: "To nie jest świat, który ja kupuję"

Rafał Brzozowski powraca z nowym albumem z autorskimi piosenkami. „Zielone I Love You" to dla wokalisty zamknięcie pewnego rozdziału, w aspekcie zarówno prywatnym, jak i artystycznym, a zarazem optymistyczne otwarcie nowego etapu życia i kariery. Zapraszamy do lektury naszego wywiadu z Rafałem Brzozowskim. 

Nowy album „Zielone I Love You" brzmi zupełnie inaczej niż twoje piosenki z ostatnich lat – „The Ride" czy „Głośniej". Skąd ta zmiana?

Rafał Brzozowski: Pomysł na album zrodził się zaraz po moim występie na Eurowizji (w 2021, z piosenką „The Ride" - red.). W poprzednich latach pracowałem głównie nad singlami, takimi jak „Gentleman", „Głośniej" czy „The Ride", a tym razem postanowiłem zrobić płytę artystyczną, stworzoną niespiesznie, z dbałością zarówno o muzykę, jak i teksty, w całości spójną. Ostatnim tego rodzaju moim przedsięwzięciem był album „Moje serce to jest muzyk, czyli polskie standardy" z 2016, zrealizowany z Krzysztofem Herdzinem. Od tamtego czasu w moim życiu bardzo dużo się zmieniło – zawodowo, artystycznie i prywatnie.

Zechcesz zdradzić, co się u ciebie działo?

Skończyłem 40 lat, co było dla mnie swego rodzaju katharsis Ostatnie dwa lata były dla mnie bardzo intensywne, zaszło wiele zmian, które zmieniły moje podejście do życia prywatnie, ale i zawodowo. Spotykałem się też z różnymi reakcjami na moją pracę, także z bardzo dużym hejtem. Stwierdziłem, że to wszystko można by podsumować w piosenkach i w ten sposób otworzyć w moim życiu nowy rozdział.

Otworzyć go pomógł ci Tomasz Szczepanik z zespołu Pectus, który skomponował piosenki na „Zielone I Love You".

Z Tomkiem o tym pomyśle bardzo dużo rozmawialiśmy. To było pół roku spotkań, wieczorów wypełnionych śpiewaniem i rozmowami. Postanowił moje doświadczenia, o których mu opowiadałem przełożyć na piosenki. Zaufałem mu, bo to człowiek, który mnie dobrze zna – wie, jak śpiewam, jaką lubię muzykę, jaką jestem osobą. Tomek komponował piosenki z płyty z autorem tekstów, Maciejem Jadowskim – był między nami przekaźnikiem, nakreślał Maćkowi moją sytuację i podpowiadał mu, o czym te utwory mogłyby opowiadać. Dlatego najpierw powstały teksty, a do nich dopiero muzyka – w przypadku poprzednich moich autorskich albumów działo się odwrotnie. Teksty Maćka mają niesamowitą siłę. Myślę, że Tomek i Maciek doskonale odgadli, o co mi w tamtym czasie chodziło, dzięki czemu mogłem się w ten projekt bardzo zaangażować emocjonalnie i nagrać bardzo, bardzo osobisty album. Moje emocje były bodźcem, które napędziły tę płytę.

Wiele wspaniałych albumów zrodziło się z trudnych, smutnych, nierzadko tragicznych przeżyć artystów. Z tego, co mówisz wynika, że podobnie jest z twoją nową płytą.

Też uważam, że najlepsze dzieła powstają wtedy, kiedy artyści przeżywają rozterki. Kiedy doświadczają silnych emocji i przelewają je na papier albo instrument. Jeśli czujesz się skrzywdzony, samotny, oszukany, jeśli dużo się nacierpiałeś – opowiedz o tym w piosenkach, uwiarygodnisz tym swoją muzykę. Wtedy piosenki będą prawdziwe, bo każdy usłyszy w nich historie, które albo sam przeżył, albo których wysłuchał od innych. Każdy z nas popełnia błędy, każdy z nas tkwi w dziwnych relacjach. Miałem tak bogate życie, doświadczyłem tak wiele dobrego i złego, że mam do opowiedzenia ciekawą historię. Powiedziałem sobie, że swojego życia prywatnego nie będę komentował w mediach, za to z przeszłością mogę rozliczać się w muzyce. Ta płyta to dla mnie zamknięcie pewnego etapu życiowego, osobistego i zawodowego, oraz wejście na nieznane tereny z radością i optymizmem.

Ucieszyły cię reakcje publiczności na pierwszy singiel, „W kinie"?

Pierwszy singiel był bardzo ciepło odebrany, choć był inny niż to, z czym kojarzę się radiowej publiczności – zna mnie ona głównie z piosenek pop, takich jak „Tak blisko" czy „The Ride". W ostatnich kilku latach podejmowałem się stricte popowych produkcji, które próbowały nawiązać do tego, co proponowali w tamtym czasie The Weeknd czy Dua Lipa - z lepszym lub gorszym skutkiem. Ale teraz już nie jestem młodzieńcem, by podążać za tylko tym, co jest teraz modne. Na „Zielone I Love You" zataczam koło i wracam do tego, od czego zaczynałem – od swingu. Kocham taki swingowy, jazzujący klimat. Frank Sinatra, Dean Martin, Michael Buble, a także Zbigniew Wodecki i Andrzej Zaucha to moje inspiracje od lat. Na tej płycie mogłem wykorzystać sposób śpiewania, który jest dla mnie najbardziej naturalny, a zarazem zaprezentować większą paletę barw głosu, zaoferować znacznie więcej jako wokalista. Nowe piosenki są dla mnie platformą dla tych form ekspresji, które są mi najbliższe, z którymi jestem najbardziej kompatybilny. W tych piosenkach nie robię nic na siłę – nie ścigam się z innymi wokalistami, by trafić do stacji radiowych i mieć przeboje, by podbić Polskę i Europę. Jeśli będą przeboje, to fajnie, ale nie jest to nasz cel. Najważniejsze było dla mnie, by ta płyta była szczera i prawdziwa. Na tym albumie jestem w stu procentach sobą, przekazuję słuchaczowi swoje prywatne emocje. I myślę, że to słychać. Naturalność, szczerość i prawdziwość – to cechy tej płyty. I bardzo się cieszę, że to się udało osiągnąć.

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że czujesz się niedzisiejszy. To dotyczy także muzyki?

Kiedyś piosenki się komponowało, dzisiaj się produkuje. Teksty były w piosence ogromnie ważne. Ale czasy się zmieniły i dzisiaj nie nadążam za rzeczami, których słucha młodzież, pewnie tak, jak moi rodzice nie nadążali za mną. Rozumiem, dlaczego młodzi ludzie lubią rap czy hip hop, szanuję to, ale to nie dla mnie. Nie kręci mnie też tworzenie płyt dla pieniędzy, zysku, tylko po to, by szybko zaistnieć na rynku i sprzedać parę koncertów. W tej chwili interesuje mnie taki niedzisiejszy model pracy - kompozytor i autor tekstu znają wokalistę prywatnie, wiedzą, jakim jest człowiekiem, co mu w duszy gra i co go inspiruje, i na podstawie tego piszą dla niego piosenki.

Trudno oprzeć się porównaniu twojego śpiewu na tym albumie do nieodżałowanego Zbigniewa Wodeckiego. To bliski ci artysta – znałeś go i wykonywałeś jego piosenki, pamiętamy wasz wspaniały duet w nowej wersji „Zacznij od Bacha"...

Rzeczywiście, na tej płycie śpiewam ciepłym głosem, który wielu osobom od razu się kojarzy ze Zbyszkiem Wodeckim. No i super, bo miło być porównywanym do największych, ale to nie było zamierzone, ja po prostu tak śpiewam. Nie chciałem wchodzić w czyjeś buty. Chociaż oczywiście nie ukrywam, że jestem wielkim fanem Zbyszka i jego twórczości, zawsze był dla mnie inspiracją. Był też dla mnie przyjacielem – wciąż wspominam, jak chodziliśmy razem na obiady, jak podwoziłem go pod dom. Często rozmawialiśmy o tym, jak układały się te nasze kariery. Zawsze żartował, że warto związać się z najlepszymi od samego początku, a on, jak wiadomo, zaczynał od Bacha (śmiech). On sam mocno inspirował się chociażby Frankiem Sinatrą. Nie ma nic złego w czerpaniu z dobrych wzorców w swojej muzyce, trzeba jednak uważać, by nie wpaść w pewną pułapkę. Wolę w oparciu o swoje ulubione inspiracje nagrywać własne piosenki.

Co oznacza tytuł płyty? Dlaczego miłość jest w nim akurat zielona?

Niektórzy pytali mnie, czy chodzi o ekologię, czy może marihuanę (śmiech). Ale nic z tych rzeczy. „Zielone" to pieniądze, dobra materialne. „Zielone I Love You" dotyczy wartości, które kiedyś były pielęgnowane, a dziś nie mają już znaczenia. Dziś wszyscy pędzą za kasą, wpadają w pułapkę materializmu i poszukiwania pozornego szczęścia, a uczucia i emocje w tym wszystkim schodzą na dalszy plan. To nie jest świat, który ja kupuję. Często bywa tak, że ludzie w związku liczą przede wszystkim na korzyści. Dopóki masz coś w portfelu, dopóty „I Love You". Nie ma w moim życiu miejsca na takie relacje.

Album „Zielone I Love You" jest już dostępny w serwisach cyfrowych:
https://e-muzyka.ffm.to/rafalbrzozowskizieloneiloveyou

Album jest dostępny w sprzedaży na empik.com: https://www.empik.com/zielone-i-love-you-brzozowski-rafal,p1344372132,muzyka-p

Rafał Brzozowski „Zielone I Love You": track by track

„Już się o nas nikt nie pyta"

Rafał Brzozowski: To jest takie rozliczenie z przeszłością, pogodne pożegnanie z tym, co było i optymistyczne spojrzenie w przyszłość. Rytmiczna, swingująca piosenka, trochę w stylu Wojciecha Młynarskiego.

„Bywam złotą rybką"

Jedna z moich ulubionych piosenek na płycie. Złota rybka, wiadomo – symbol spełniania życzeń. W moim życiu bardzo często spełniałem życzenia cudze, stawiając na piedestale czyjeś dobro i szczęście, zapominając o własnym. Może to nieco egoistyczne, ale czasami powinno zająć się po prostu sobą, dla własnego dobra. Bo zdarza się tak, że robimy w życiu to, o co ktoś nas prosi, a nie dostajemy za to żadnych podziękowań albo oczekiwaliśmy po nich więcej. Piosenka porusza poważny temat, ale w lekkiej, żartobliwej formie, bo przecież złota rybka kojarzy się również z żartami, kawałami.

„W pokoju hotelowym"

Przepiękna piosenka, moim zdaniem jedna z najpiękniejszych na płycie. I jedna z najbardziej osobistych. Mówi o pożegnaniu z pewnym etapem życia, wyjściu ze strefy, w której było się przez lata i pójściu do przodu.

„Zagrajmy w wojnę"

To piosenka o tym, że związek często staje się swego rodzaju przeciąganiem liny. Rozgrywa się między sobą małe bitwy, jak gra w karty na stole. Jedna strona stara się drugą urobić pod siebie. Kobieta myśli: „Mój facet byłby wspaniały, gdyby wyłączył w sobie te czy tamte cechy. Popracuję nad nim i się zmieni". Ale facet zmieni się tylko wtedy, gdy będzie chciał sam się zmienić, dla siebie. Na odwrót dzieje się tak samo. A ja już mam dość takiego przeciągania liny. Mam też dość takiego dogryzania sobie w relacjach, przytyków, które niby są żartami, ale wypowiadane publicznie sprawiają, że przekracza się pewną granicę i osoby trzecie mogą być zdezorientowane. Za wojenki w związku już bardzo dziękuję.

„Zielone I Love You"

Piosenka o patrzeniu na życie i relacje przez pryzmat pieniędzy. Tymczasem ludzi trzeba poznawać takimi, jakimi są wewnątrz, a nie oceniać ich przez pryzmat tego, co mają, jakie osiągają korzyści materialne. A patrząc na social media, na Instagrama, można pomyśleć, że liczy się tylko to, czy ktoś zrobi sobie zdjęcie na tle luksusowego auta albo na jachcie w Dubaju. Jak słucham wypowiedzi różnych „żon Hollywood", choć oczywiście może to też dotyczyć facetów, to widzę, że to wszystko jest niezwykle wyrachowane i puste.

„Łudzę się co noc"

To chyba najbardziej emocjonalna piosenka na płycie. Opowieść o relacji, w której obie strony się łudzą. Przekonują same siebie, że ich związek nadal istnieje, a tak naprawdę doskonale wiedzą, że już go nie ma. Że się wypalił, że nie da się nic z niego pozbierać. A jednak nadal wierzą, że uda się go uratować. Ta piosenka opisuje stan, w którym dwie osoby sypiają jeszcze razem, funkcjonują w świadomości społecznej jako para, ale tak naprawdę są już dwoma odrębnymi bytami.

„Kiedy się ze mną droczysz"

Moi przyjaciele, gdy słuchają tej piosenki, mówią: „Mocno tu pojechałeś Wodeckim" (śmiech). „Kiedy się ze mną droczysz" to przeciwieństwo „Zagrajmy w wojnę". Wojenki, podgryzanie, gra nie fair – to nie jest dobre dla związku. Ale takie droczenie się w sytuacji prywatnej, intymnej, jest urocze. To coś zupełnie innego niż publiczne złośliwości. To bardzo optymistyczna, romantyczna piosenka, bo jej bohaterowie bardzo się kochają i im na sobie zależy.

„W kinie"

Pierwszy singiel z płyty. Ukazuje bardzo intymną sytuację. Dwoje ludzi wyłącza się ze świata, bo ma swój własny. Są ze sobą tak blisko, że nie interesuje ich rzeczywistość.

„W zimnych dłoniach chęć"

Kolejne pożegnanie z przeszłością, moje podsumowanie tego, że sporo przeżyłem, jeśli chodzi i związki i relację. Ale patrzę w przyszłość optymistycznie, z wiarą, że w moim życiu jeszcze coś pięknego może się wydarzyć. Piosenka bardzo rytmiczna, swingująca, z fajnym groove'em, kojarząca mi się z „Fly Me To The Moon" Franka Sinatry.

„Cienie się wloką za nami"

Nasza przeszłość ciągnie się z nami przez całe życie. Już to, co dzieje się w dzieciństwie wpływa później na to, jak budujemy nasze relacje, a relacje wpływają na to, kim jesteśmy. I tak wloką się za nami cienie przeszłości. W moim przypadku są to cienie z długimi włosami, czyli kobiety (śmiech). Było ich w moim życiu sporo, miałem z nimi różne relacje – związkowe, intymne, przyjacielskie. Ale trzeba te cienie przeszłości zostawić za nami. Rozumiem, że przeszłość tworzy obecnych nas, ale ja już chcę iść dalej.

Rozmawiał: Maciej Koprowicz

Komentarze: