Alexander Stroganov (Bloody Mess): „Rock czy metal ma to do siebie, że jest bardzo elastyczny i na wiele pozwala, więc tylko wyobraźnia nas ogranicza”

Alexander Stroganov (Bloody Mess): „Rock czy metal ma to do siebie, że jest bardzo elastyczny i na wiele pozwala, więc tylko wyobraźnia nas ogranicza”

Pod koniec lata ubiegłego roku ukazał się drugi album warszawskiej formacji Bloody Mess, zatytułowany „Changes”. Z tej okazji porozmawialiśmy z wokalistą tej formacji, Alexandrem Stroganovem. Zapraszamy do lektury!

Rozmowę w imieniu portalu wyspa.fm przeprowadził Mateusz M. Godoń.

MATEUSZ: Cześć Alex! Na dobry początek tego wywiadu opowiedz nam co nieco o dziejach zespołu! Jak właściwie narodziła się formacja Bloody Mess?

ALEX: Bloody Mess powstał pod koniec 2015 roku. Była to inicjatywa dwóch kolegów od czasów licealnych – Przemysława Gracla, znanego jako Janusz, i Krzysztofa Rychlewskiego. Za młodu grali razem w jednym zespole, potem ich drogi trochę się rozeszły – każdy z nich miał swoje własne projekty, po różnych perypetiach w swoim życiu postanowili wrócić do siebie i grać muzykę razem. Perkusistę udało im się znaleźć względnie szybko był to kolega Janusza ze studiów, Andrzej Keler. Z kolei wokalistę, czyli mnie, wyhaczył na karaoke, które swego czasu prowadziłem, Krzysztof. Ponieważ każdy z nas miał już jakieś zaplecze muzyczne i doświadczenia w tworzeniu muzyki, byliśmy dość głodni efektów, więc nasza debiutancka EP-ka powstała w przeciągu czterech miesięcy, a album nagrywaliśmy już po niecałym roku pracy. Z Andrzejem nagraliśmy pierwszą płytę, ale niestety nasze drogi szybko się rozeszły – oczywiście, wszystko w bardzo przyjaznej atmosferze. Potem przez rok na perkusji grała u nas Iga – niestety nasze drogi również się musiały rozejść, więc cały materiał, jaki razem nagraliśmy, poszedł w odstawkę. Kolejnym perkusistą został gość z Rosji, więc przez krótki czas nasz zespół był w pełni polsko-rosyjski [śmiech]. Z Kirillem nagraliśmy całą drugą płytę. Niestety po roku czasu także musieliśmy się rozstać, gdyż wrócił do Rosji. W chwili obecnej rolę perkusisty pełni Sergio Pinilla. Dołączył do nas też piąty członek zespołu – drugi gitarzysta Wojtek Trochimiuk.

MATEUSZ: Niedawno ukazał się Wasz drugi album, „Changes”. Jakie są najważniejsze zmiany, jakie zaszły w zespole – i w Was samych – od czasu wydania Waszego debiutanckiego krążka?

ALEX: Tak naprawdę największą zmianą jest bardziej złożona perkusja, która bardzo dużo daje w elementach kompozycyjnych utworów. Sami też od tamtego czasu dużo gramy, dużo koncertujemy – więc muzycznie się również rozwijamy. Ja jako wokalista naprawdę bardzo się rozwinąłem od czasu wydania naszej pierwszej płyty – widzę to po nagraniach i nawet skali. Poza tym. ponieważ ja piszę teksty i mój stan psychiczny wpływa na to, o czym piszę, to też z czasem się zmienia.

MATEUSZ: Jakie, Twoim zdaniem, są najważniejsze różnice między Waszymi dwoma albumami?

ALEX: Zacznijmy od tego, że obie płyty były nagrywane z różnymi perkusistami i każdy z nich włożył bardzo dużo od siebie w elementy kompozycyjne utworów. Jesteśmy również na drugiej płycie pewniejsi co do stylu, który chcemy reprezentować. Druga płyta ewidentnie jest bardziej rozbudowana, bardziej skomplikowana. I, oczywiście, na drugiej płycie po raz pierwszy pojawiły się utwory po polsku.

MATEUSZ: Co sprawiło, że krążek „Changes” powstawał aż 3,5 roku?

ALEX: Od początku tworzenia materiału na drugą płytę skład zespołu zmienił się dwukrotnie. Poza tym, chcieliśmy uzyskać inne brzmienie drugiej płyty niż na pierwszej. Gdy mieliśmy już gotową płytę zaczęła się pandemia, więc wiele rzeczy stanęło pod znakiem zapytania. Dopiero gdy udało nam się znaleźć bardzo dobrą menadżerkę – Izę Kwasiborską – i dodatkowo wsparł nas człowiek od promocji, Przemek Kubajewski, postanowiliśmy wydać drugą płytę.

MATEUSZ: Z której z piosenek z tego krążka jesteś szczególnie dumny?

ALEX: Najbardziej dumny jestem z utworu „Po polsku”. Był to pierwszy utwór, który powstał z językiem polskim jako językiem docelowym. Był przepisywany wielokrotnie, jego formuła również się zmieniała kilka razy – i w momencie, kiedy ten utwór wreszcie zaprezentował się w ostatecznej formie, zrozumiałem, że mogę czerpać przyjemność z pisania po polsku i uważam, iż to dobrze brzmi.  Szczerze mówiąc, na co dzień nie jestem fanem polskich tekstów – nie jest zbyt wiele takich, które naprawdę lubię. Wynika to w dużej mierze z mojej bardzo dobrej znajomości języka angielskiego, którym posługuję się od najmłodszych lat. Jestem osobą dwujęzyczną i angielski zawsze bardziej mnie pociągał.

MATEUSZ: Który z kolei utwór sprawił Wam najwięcej problemów podczas tworzenia i nagrywania?

ALEX: Mam wrażenie, że to jest bardzo indywidualne pytanie do każdego z muzyków. Jeśli o mnie chodzi, to śmiało mogę powiedzieć że było to „W poszukiwaniu straconego czasu”. Jest to utwór, w którym moje wokale musiały być najwyższe – wymaga też łączenia screamów z bardzo wysokim, czystym, długim śpiewaniem. W momencie, kiedy nagrywałem ten utwór w studiu, to te dźwięki były dla mnie bardzo graniczne. Pamiętam jeszcze, że dużym problemem dla naszego perkusisty było nagranie podwójnej stopy. Może jeszcze w formie ciekawostki dodam, że problemem raczej nie były same utwory, tylko forma ich nagrywania. Nasz gitarzysta Janusz nagrywał się w linię bez wożenia swojego wzmacniacza, co było dla niego cokolwiek... schizofrenicznym doznaniem – dlatego, że znając swoje brzmienie bardzo dobrze, konieczność szukania go od nowa w studiu potrafi być uciążliwa.

MATEUSZ: W tym materiale słychać różne inspiracje – przykładowo, w kawałku „Waste” słyszę mocną fascynację dorobkiem kapeli Anthrax. Czy to trafne spostrzeżenie? Jacy jeszcze artyści stanowią dla Was wzorzec?

ALEX: To jest akurat ciekawe, ponieważ tak naprawdę żaden z nas bardzo Anthraxu nie słucha [śmiech]. Przyznam, że swego czasu przesłuchałem całą pierwszą płytę i byłem nią zachwycony, ale to nie ja układam riffy. Tak naprawdę większy wpływ „Waste” miały choćby Avenged Sevenfold przy układaniu wokali oraz, być może, Acid Drinkers – jak w utworze „The Trick”. Jeśli chodzi o artystów, którzy stanowią dla nas wzorzec, to dla mnie to jest na przykład Dillinger Escape Plan, Linkin Park i dużo klasyki nu-metalowej, choć słuchałem wielu rodzajów muzyki w moim życiu i staram się czerpać inspiracje zewsząd. Każdy z nas inspiruje się czymś innym i słucha innych gatunków muzycznych, więc muzyka, która powstaje, jest wynikiem wielu wpływów.

MATEUSZ: Skąd pomysł na mieszanie ciężkiego grania z elementami samby, która kojarzy się raczej z lżejszymi, tanecznymi brzmieniami?

ALEX: Zapytałem wczoraj Janusza, skąd tak naprawdę się to wzięło. Janusz gra na gitarze, ale również uczy gry na gitarze – i czasami sam uczy się różnych rzeczy spoza gatunków metalowych. Jednym z takich przykładów była nauka gry samby na zajęcia i z takiej etiudy doszedł do elementów cięższych, które zaczęły ze sobą gadać i tak naprawdę riffy metalowe wyszły z samby. A tak naprawdę to, co nas zawsze bardzo interesowało, to jest łączenie różnych rzeczy, ponieważ rock czy metal ma to do siebie, że jest bardzo elastyczny i na wiele pozwala, więc tylko wyobraźnia nas ogranicza.

MATEUSZ: Na płycie znajdziemy materiał w dwóch językach – polskim i angielskim. W którym z nich tworzy i śpiewa Ci się lepiej?

ALEX: Jak na razie najbardziej prawdziwą odpowiedzią jest język angielski. Jest to związane w dużej mierze z kulturą, na której się wychowałem – słuchając anglojęzycznej muzyki, oglądając anglojęzyczne filmy  i seriale, czytając książki i komiksy po angielsku i grając w gry komputerowe po angielsku. Poza tym też jest mi łatwiej się zupełnie wyłączyć, pisząc po angielsku i starać się przelewać po prostu to co czuję na papier. Po polsku niestety zastanawiam się więcej, ważę słowa bardziej jest to dla mnie mniej emocjonalne i o wiele ciężej jest mi się po prostu wyłączyć. Poza tym, w języku angielskim nie ma tylu sybilantów, co w polskim, więc śpiewa się w nim łatwiej.

MATEUSZ: Pochodzisz z Rosji – i choć w Polsce mieszkasz już od 30 lat, to założę się, że kultura Twojego ojczystego kraju także jest Ci bliska. Są jacyś rosyjscy artyści szczególnie bliscy Twojemu sercu?

ALEX: Najszczerzej jak potrafię – nie. Tak naprawdę nic z tym krajem nie mam wspólnego. Pod względem wychowania łączy mnie więcej ze Stanami Zjednoczonymi, niż z własnym krajem ojczystym. Nie ma to jak efekty globalizacji [śmiech].

MATEUSZ: Jako osoba zafascynowana historią Rosji nie mogę nie zadać tego pytania: nosisz to samo nazwisko, co arystokratyczna rodzina, która mocno zapisała się w dziejach Twego ojczystego kraju już od czasów Iwana Groźnego. Jesteś z nimi spokrewniony, czy to tylko zbieżność nazwisk?

ALEX: Szczerze mówiąc, nic na ten temat nie wiem, ale mam wrażenie, że gdyby jakieś powiązania rodzinne były, to mama by coś wspomniała na ten temat, więc wątpię, by to pokrewieństwo istniało.

MATEUSZ: W wielu wywiadach chwalisz się wieloletnim doświadczeniem teatralnym – możesz nam przybliżyć swój dorobek w tej dziedzinie sztuki? W jaki sposób przekłada się on na Twoje muzyczne dokonania?

ALEX: Tak naprawdę historię z kinem mam jeszcze od dzieciaka, gdyż brałem udział w dubbingu, nawet zagrałem małą rolę w jakimś filmie, więc teatr wydawał mi się być naturalnym rozwiązaniem. Gdy chodziłem na studia, brałem udział w przedstawieniach teatralnych. Zaczęło się na pierwszym roku studiów filologii angielskiej, gdy zostałem członkiem anglojęzycznego teatru akademickiego pod nazwą The Cheerful Hamlets. Potem, jak już rzuciłem studia, pozostawałem w formacji koła teatralnego – wystawiliśmy kilkanaście sztuk, w których wziąłem udział, dwie sztuki wyreżyserowałem – wszystko w języku angielskim. Ci z nas, którzy byli najstarsi w kole akademickim postanowili odejść i założyć własną grupę teatralną – i tak powstał Antract, grupa teatralna, która w swoim dorobku ma dwie sztuki: „37 Postcards” oraz „Marylin/God”. Mam wrażenie, że warto również zwrócić uwagę na to, iż wszystkie sztuki, które wystawiliśmy, zarówno w grupie akademickiej jak i w naszej własnej, to były komedie – choć przyznam, że „Pocztówki z wakacji” były bardzo ciężką komedią. A jeśli chodzi o przełożenie tych doświadczeń na muzykę, to tak naprawdę w dużej mierze to jest wieloletnia praca z dykcją, która sprawia, że jest mi łatwiej śpiewać poprawnie i szybko, oraz to, że czuję się bardzo pewnie na scenie.

MATEUSZ: Wróćmy na koniec tego wywiadu do wątków związanych z zespołem! Skąd pomysł, by krążek „Changes” miał tak nietypową, komiksową oprawę?

ALEX: Już od dzieciaka byłem zafascynowany komiksami – szczególnie amerykańską kreską, zaczynając swoją przygodę od „Kaznodziei” Gartha Ennisa. Zawsze myślałem, że oprawa graficzna muzyki jest bardzo ważna, więc bardzo się ucieszyłem, kiedy udało nam się nawiązać współpracę z Pawłem Parolem. Pracowaliśmy z nim zarówno nad pierwszą płytą, jak i przy tworzeniu grafik do drugiej płyty. Mam nadzieję, że eksperymenty z kreską komiksową z innych krajów i stylów będą stałym elementem naszej muzyki.

MATEUSZ: W rok 2022 weszliście z buta – mocnym występem na Zacieraliach. A jakie są Wasze dalsze plany? Gdzie będzie Was można zobaczyć na żywo w najbliższym czasie?

ALEX: W tym roku mamy plany zagrać kilka dużych koncertów, o ile wszystko pójdzie dobrze i nic nie stanie na przeszkodzie. Mamy zaplanowane granie w Domu Kultury Świt na scenie plenerowej WOŚP-u 30 stycznia. W lutym zagramy w Kielcach i w Łodzi. Planujemy w wakacje zagrać w Gdańsku i na Helu. Prowadzimy też rozmowy z kilkoma dużymi graczami w sprawie dobrych supportów i paru festiwali. Zobaczymy, co z tego wyjdzie!

Komentarze: