Maciej Meller: "Pomysły będą się zbierać, a kiedy nadejdzie właściwy czas, nie zawaham się ich użyć"

Maciej Meller: "Pomysły będą się zbierać, a kiedy nadejdzie właściwy czas, nie zawaham się ich użyć"

Zapraszamy do naszego wywiadu z Maciejem Mellerem, gitarzystą grupy Riverside, który niedawno wydal swój solowy album "Zenith".

- Kiedy narodził się pomysł na solową płytę?

- Myślę, że zaczął się rodzić jakieś 2 lata temu. Grałem już na dobre trasy z Riverside,  jako gościnnie występujący gitarzysta, ale między trasami pojawiły się przerwy. Zacząłem myśleć, jak je zagospodarować, Mariusz namawiał mnie wtedy na taki ruch solowy. W komputerze miałem trochę swoich pomysłów i niewykorzystanych rzeczy z poprzednich projektów. A na końcu zwyczajnie dojrzałem, żeby takie osobiste muzyczne dzieło popełnić. I ten ostatni moment był decydujący, od niego zaczęła się już konkretna praca nad płytą. To był listopad 2019 roku.

- Płyta jest ciekawie wydana, bardzo ładna, wręcz tajemnicza okładka - to była Twoja koncepcja?

- Miałem pomysł na koncept, który znajdzie się w książeczce, ale konkretne zdjęcia wybierałem później. Podobnie z okładką, która została wybrana z puli zdjęć. Mieliśmy jakąś roboczą okładkę, ale nagle trafiłem na to zdjęcie i poczułem, że będzie znakomicie pasować do tematyki, zawartości i klimatu tej płyty.

- Kto jest autorem tego zdjęcia?

- Autorką tego zdjęcia (i kilku innych w książeczce) jest Kaja Sosnowska. Wykonała je przypadkowo telefonem, jadąc rano samochodem do pracy. Dlatego tym bardziej mi się spodobało! Całości koncepcji książeczki dopełniły równie interesujące zdjęcia Ani Gancarczyk. Wszystko ułożyło się w graficzną opowieść o drodze, którą spiął na końcu Łukasz "Pachu" Pach.

- Chciałbym zapytać się o współpracę z Krzysztofem Borkiem: jak się poznaliście i dlaczego akurat zdecydowałeś się jego zaprosić na płytę?

- Krzyśka głos znam dość długo, sądzę, że mniej więcej od 2005 roku, kiedy to jego ówczesny zespół wystąpił kilkukrotnie przed Quidam. Co jakiś czas docierały do mnie informacje o jego aktywności, a w końcu kiedyś przysłał mi piosenki swojego Tim Orders, a konkretnie świetną płytę "Songs for Nobody", która pokazywała go z nieco innej strony. To jego wcielenie przekonało mnie, że być może pasowałby do mojej płyty. Był pierwszym i jedynym wokalistą, do którego zwróciłem się w tej sprawie.

- Za co go cenisz najbardziej?

- Za specyficzną wrażliwość, emocje, barwę głosu i pracowitość.

- Przedstaw może przy okazji pozostałych muzyków, z którymi współpracowałeś na tej płycie.

- Ważną (i znaną z moich wcześniejszych płyt) osobą jest Robert Szydło, który zagrał na basie, zmiksował płytę i zrobił mastering. Współpracujemy od 10 lat i mam wrażenie, że to nie koniec, bo dobrze się dogadujemy i lubimy. Robert także pomógł mi zaprosić swoich kumpli z Wrocławia, Łukasza Sobolaka (perkusja) i Łukasza Damrycha (instrumenty klawiszowe). Wszyscy trzej zagrali świetne partie, dzięki którym te kompozycje stały się o wiele ciekawsze i barwniejsze.

- Czy zaproszenie Mariusza Dudy na mały epizod na tej płycie, wyszło z Twojej czy z jego inicjatywy?

- Nikt nikogo nie zapraszał. Miałem w komputerze szkic-kompozycję Mariusza, którą przysłał mi kiedyś z myślą o płycie trio. Trochę ją wtedy poaranżowałem po swojemu, ale Mariusz zdążył się wycofać z pomysłu. Wróciłem do tej piosenki podczas zbierania materiału na "Zenith", dopracowałem, dorobiłem ostatnią część i spytałem go o zgodę na wykorzystanie. Zgoda została udzielona i "Trip" jest bardzo jasnym punktem tej płyty, bardzo dobrze ją podsumowuje i zamyka.

- Czy podzielasz zdanie niektórych fanów, że album ukazuje Twoje nieco inne, momentami nawet zaskakujące oblicze jako artysty, względem poprzednich dokonań?

- Czy zaskakujące to nie wiem, ale na pewno nieco inne. Chociaż...Czy ja wiem? Wydaje mi się, że słychać tu echa moich wcześniejszych dokonań, a właściwie może nawet ich kontynuację. Czasem mam wrażenie, że unosi się tu i tam duch "Saiko", czasem "Breaking Habits", ale i tak to wszystko dzieje się kilka lat później, jest jakoś wymieszane. Moja gitara jest dość charakterystyczna, znajoma, a głos Krzyśka i partie pozostałych muzyków powodują, że brzmi to jednak inaczej i być może niespodziewanie.

- Z którego utworu jesteś najbardziej dumy i zadowolony i....dlaczego jest to "Frozen"?

- Nie potrafię tak oceniać. Póki co odbieram ten album jako całość i wciąż go bardzo lubię, wszystkie 8 utworów. Jeszcze (śmiech).

- Czy masz może coś więcej jeśli chodzi o materiał na przyszłą solową płytę? Czy ta została uszyta ze wszech miar.

- Mam dosłownie jakieś fragmenty riffów, kilka akordów - nic co wskazywałoby, że za chwilę zabiorę się za kolejny album. Ale nie sądzę, żeby było to problemem. Pomysły będą się zbierać, a kiedy nadejdzie właściwy czas, nie zawaham się ich użyć! (śmiech)

- Nie brakuje Ci koncertów, spotkania z fanami, tego szumu medialnego?

- Oczywiście, że brakuje, tym bardziej, że koncerty to chyba najważniejsza część mojej pracy i podstawowe źródło dochodu. Nie chcę się użalać, ale nam (artystom) pozostaje chyba tylko nagrywanie płyt, robienie koszulek, kubków i innych gadżetów i musimy liczyć na wsparcie słuchaczy, którzy też przecież mają ciężko...Świat zwariował...

- Nie możemy, nie zapytać przy okazji o najbliższe plany Riverside?  

- Szykują się wydawnictwa koncertowe, lada moment będą gotowe. Mariusz zapowiedział już nowy Lunatic Soul, który ukaże się 13 listopada. Potem wracamy do sali prób i spróbujemy nastroić instrumenty ;-) Chyba, że coś nas powstrzyma...

- Jakie są Twoje najbliższe plany odnośnie promocji płyty?

- Wywiady, socialmedia, marketing, winyl, koszulki, kubki, gadżety... (śmiech).

- Dziękujemy za rozmowę.

- Dzięki.

Komentarze: