Elin Larsson (Blues Pills): "Żaden livestream nie zastąpi nam bezpośredniego kontaktu z ludźmi"

Elin Larsson (Blues Pills): "Żaden livestream nie zastąpi nam bezpośredniego kontaktu z ludźmi"

Już za 3 tygodnie w sklepach ukaże się trzecia płyta szwedzkiej grupy Blues Pills, zatytułowana „Holy Moly!”. Z tej okazji kilka dni temu mieliśmy przyjemność porozmawiania z liderką tej formacji – Elin Larsson.

Rozmowę w imieniu portalu wyspa.fm przeprowadził Mateusz M. Godoń.

MATEUSZ: Rozmawiamy na kilka tygodni przed ukazaniem się waszego trzeciego albumu, „Holy Moly!”. Płyta miała pierwotnie ukazać się 19 czerwca, jednak ze względu na pandemię zdecydowaliście się przełożyć jej premierę na drugą połowę sierpnia. Czy było wam ciężko podjąć tę decyzję?

ELIN: Tak, to był naprawdę smutny moment. Czuliśmy się wszyscy totalnie do dupy, bo mieliśmy świadomość, że sprawiamy w ten sposób przykrość wielu naszym fanom. Z jednej strony rozumiałam powody, dla których wytwórnia rekomendowała nam przesunięcie tej premiery, ale z drugiej byłam bardzo zła, iż to robimy – tym bardziej, że początkowo nie wiedzieliśmy nawet, kiedy ta płyta będzie mogła się ukazać. Dlatego byłam szczęśliwa, że szybko udało się ustalić nowy termin i już wkrótce nasi fani będą mogli usłyszeć nasz nowy materiał.

MATEUSZ: Czy mimo tego zamieszania wciąż czujesz się podekscytowana nadchodzącą premierą?

ELIN: Pewnie, że tak – chociaż to dziwne uczucie czekać na ukazanie się krążka, z którym nie będzie można zaraz wyruszyć w trasę. Musimy jednak być kreatywni i postarać się pracować w taki sposób, na jaki pozwalają nam obecne okoliczności – czyli głównie z domu [śmiech]. Tak czy inaczej, bardzo się cieszę, że wreszcie skończy się oczekiwanie na premierę – w końcu będę mogła spokojnie zasiąść do pisania utworów na nasz czwarty album!

MATEUSZ: Na pierwszy singiel z tej płyty wybraliście piosenkę „Proud Woman” – muszę przyznać, że to naprawdę świetny kawałek z mocnym, znaczącym tekstem! Czy mogłabyś opowiedzieć co nieco o tym, jak narodził się ten numer?

ELIN: Jasne! Byliśmy całym zespołem w naszym nowym studiu, które zbudowaliśmy w starej fabryce w małym miasteczku Närke, jammując jak niemal codziennie. W pewnym momencie Zack zagrał ten riff, który stał się potem najbardziej charakterystycznym elementem „Proud Woman”. Nasz perkusista szybko to podchwycił i zaczął wybijać rytm na bębnach – taki prosty, w stylu Black Keys, ale bardzo pasujący do tego riffu. Kiedy melodia zaczęła składać się w spójną całość, słowa do niej w zasadzie ułożyły się same. Wydaje mi się, że cała piosenka powstała w niecałą godzinę! Od razu czułam, że ta piosenka ma w sobie niesamowity przekaz dla wszystkich kobiet i osób uważających się za kobiety. Nie ma wielu podobnych rockowych piosenek o takiej tematyce, więc myślę, że sama bym była zachwycona, gdybym taką piosenkę usłyszała w młodości. Mam zatem nadzieję, że „Proud Woman” spodoba się wielu dziewczynom, dla których stanie się prawdziwym kobiecym hymnem!

MATEUSZ: Drugim singlem z „Holy Moly!” został utwór „Low Road”, który sami określiliście jako jeden z najcięższych utworów w dorobku Blues Pills. Co według ciebie jest w tym numerze takiego specjalnego – poza tą wspomnianą ciężkością – że uznaliście, iż nadaje się on na singiel?

ELIN: Jeśli mam być szczera, to „Low Road” jest chyba moją ulubioną piosenką z tego albumu – i chyba rzeczywiście nigdy nie nagraliśmy nic równie ciężkiego, zarówno pod względem muzycznym, jak i tekstowym. Piosenka opowiada o tym, że sami jesteśmy dla siebie najgorszymi wrogami – bo nie możemy uciec od swoich własnych problemów tak długo, jak siedzą w nas nasze demony, takie jak wściekłość, depresja i traumatyczne wspomnienia. Staramy się przekazać w „Low Road”, że zamiast uciekać od tych problemów, należy stawić im czoło – to jedyny sposób, by sobie z nimi poradzić. Uwielbiam wykonywać ten numer na żywo, bo jest bardzo szybki i pełen surowej, rockandrollowej energii.

MATEUSZ: Klipy do obydwu wspomnianych wcześniej utworów stworzyliście wspólnie z jednym z najbardziej rozchwytywanych reżyserów teledysków na całym świecie, Patrickiem Ullaeusem, którego obrazy mają łącznie już ponad miliard wyświetleń w serwisie YouTube. Co takiego ma w sobie Patrick, że wszystkie zespoły chcą z nim współpracować – i jaka jest historia waszej znajomości?

ELIN: Myślę, że to, co w nim najważniejsze, to fakt, iż nie narzuca nikomu swojej wizji – zawsze jest bardzo otwarty na nasze pomysły i potrafi je fajnie zrealizować. Umie też się dopasować do charakteru muzyków, z którymi pracuje – najczęściej nagrywa z takimi „supermetalowymi” zespołami, a my przecież nie jesteśmy specjalnie „supermetalowi” [śmiech]. Pamiętam, że zanim zaczęliśmy pracę nad klipem do „Proud Woman”, zrobiliśmy sobie z nim telekonferencję, żeby zobaczyć, czy Patrick w ogóle podejmie się tego projektu – i okazało się, że był bardzo podekscytowany tą piosenką i miał już kilka pomysłów na to, jak mógłby wyglądać teledysk do niej. Podobnie zresztą było z „Low Road”. Zależało nam na tym, by wszystko, co związane z tym albumem, było bardzo spójne wizualnie – zarówno okładka, jak i teledyski. Ponieważ okładka płyty jest czarno-biało-czerwona, chcieliśmy, by i klipy były utrzymane w podobnej kolorystyce – i Patrickowi udało się tego dokonać. On ma naprawdę świetne oko – potrafi zrobić wyjątkowe ujęcia, z których aż kipi emocjami. Wie też, co zrobić, żebym wyglądała dobrze na video – zwykle kiedy śpiewam nie wychodzę najlepiej, bo moje usta robią się ogromne, ale on potrafi uchwycić mnie w taki sposób, że nie wyglądam tak strasznie [śmiech]. Poza tym, to naprawdę zabawny gość i bardzo przyjemnie się z nim spędza czas.

MATEUSZ: Skoro już wspomniałaś o okładce nowej płyty, to skupmy się przez chwilę nad tym tematem. Wasze okładki zawsze były bardzo artystyczne – dwie poprzednie stworzyła dla was ceniona niderlandzka projektantka Marijke Koger. A jak było z okładką do „Holy Moly!”, na której widać ewidentną zmianę stylu?

ELIN: Ta płyta to w pewnym sensie początek nowej ery w historii Blues Pills, bo to pierwsza nagrana w nowym składzie i wydana po kilkuletniej przerwie – poprzednią, „Lady In Gold”, wydaliśmy przecież już 4 lata temu! Ponadto, w 2018 roku zrobiliśmy sobie w ogóle przerwę w działalności, więc „Holy Moly!” jest dla nas naprawdę takim restartem. Chcieliśmy zatem, by ta zmiana była widoczna również na okładce. Szukałam kogoś, kto w odpowiedni sposób odda klimat znajdujących się na „Holy Moly!” piosenek – i przyszło mi do głowy, że najlepiej z tym zadaniem poradzi sobie jedna z moich ulubionych artystek, Daria Hlazatova. Uwielbiam jej prace od dawna, nawet mam w domu kilka plakatów i obrazów jej autorstwa. Właściwie to już w 2016 roku, gdy byliśmy w trasie promującej „Lady In Gold”, skontaktowałam się z nią i spytałam, czy byłaby chętna stworzyć grafikę na nasz następny album. Zgodziła się i dotrzymała słowa, mimo że od tamtej rozmowy minęły aż 4 lata! Obraz, który stworzyła na potrzeby „Holy Moly!” w moim odczuciu idealnie oddaje zawartość albumu – nie jest szczególnie kolorowa, raczej ciemna, a nawet mroczna. Przedstawia smutną kobietę – myślę o niej jako o wdowie – obejmującą bestię czy diabła, co dla mnie symbolizuje tę próbę pogodzenia się z własnymi demonami, o której mówi piosenka „Low Road”. Uwielbiam Darię za to, że potrafi oddać takie subtelności, bardzo dba o detale – właśnie to sprawia, że jest tak znakomitą artystką.

MATEUSZ: Sama poruszyłaś wątek zmian w składzie zespołu, więc pozwól, że teraz spytam właśnie o to: jak się wam pracowało nad nowym materiałem bez wieloletniego gitarzysty, Doriana, za to z Zackiem przejmującym jego obowiązki oraz dokooptowanym do grupy nowym basistą – Kristofferem?

ELIN: Prawda jest taka, że wszystkie piosenki pisaliśmy zawsze ja i Zack – i to właśnie Zack, a nie Dorian był autorem większości riffów. Dorian jest świetnym gitarzystą, który na koncertach potrafi fantastycznie improwizować i gra niesamowite solówki, jednak jego odejście niewiele zmieniło w kontekście procesu powstawania naszych utworów. Inna sprawa, że Zack wcześniej praktycznie nie grywał solówek, więc trochę mu brakowało pod tym względem pewności siebie i trzeba było go chwilami zmuszać, by spróbował [śmiech]. Ale radzi sobie z tym naprawdę znakomicie – jego solówki są bardzo energiczne, surowe i trudne do zignorowania. Wszyscy byliśmy pod dużym wrażeniem jego umiejętności! Poza tym, Zack odpowiada również za linie basu na „Holy Moly!” – Kristoffer nie uczestniczył w nagrywaniu tego albumu – oraz za realizację dźwięku. Faktem jest natomiast, że odejście Doriana i wywołane tym faktem rotacje w składzie początkowo wywołały w nas lekki strach i ciągłe nawracanie myśli w stylu „co teraz będzie?”. Z drugiej jednak strony, ta sytuacja zainspirowała nas do tego, żeby sprawy związane z funkcjonowaniem zespołu wziąć mocniej w swoje ręce i robić więcej rzeczy samemu, w mniejszym stopniu polegając na pomocy z zewnątrz. A jeśli chodzi o Kristoffera, to był on wieloletnim przyjacielem całego zespołu i początkowo wpadał na nasze próby, by spotkać się z nami i pograć dla czystej zabawy. Okazało się jednak, że jest świetnym muzykiem – a poza tym, pokazał, że chce zainwestować swój czas w działalność zespołu, a dla mnie jest to równie ważne, jak umiejętność gry na danym instrumencie.

MATEUSZ: Wróćmy jeszcze na chwilę do zawartości albumu: który z utworów poza omówionymi przez nas już singlami jest twoim ulubionym – i dlaczego?

ELIN: Chociaż, jak już mówiłam, żaden numer w moim prywatnym rankingu nie przebija „Low Road” ze względu na jego przebojowość i mocny przekaz, to uwielbiam również „Song From A Mourning Dove”. Napisałam tę piosenkę na cześć mojego psiaka, który zginął w wypadku i od tamtego czasu bardzo za nim tęsknię – na samą myśl o nim robi mi się smutno! To taka forma pożegnania dla stworzenia, które było mi bardzo bliskie – zawsze traktowałam psy jak członków rodziny i gdy odchodziły, przeżywałam ogromny ból.

MATEUSZ: To naprawdę piękna, choć smutna historia. Doskonale cię rozumiem, bo sam jestem wielkim miłośnikiem psów i nawet teraz naszej rozmowie przysłuchuje się moja własna psina – 17-letnia jamniczka!

ELIN: O rany, to musi być prawdziwy słodziak!

MATEUSZ: To prawda! A wracając do naszej właściwej rozmowy: mieliście zaplanowane na wiosnę i lato wiele koncertów, które z powodu pandemii trzeba było przełożyć lub nawet odwołać – między innymi występ w Warszawie, który miał odbyć się w marcu. Widziałem, że niektóre z tych koncertów doczekały się już nowych terminów, jednak nie ma wśród nich występu w Polsce. Czy jest szansa, że powrócicie tu w najbliższym czasie?

ELIN: Pewnie! Mogę zdradzić, że mamy nawet już wstępnie wybrany termin, jednak na razie go nie ogłaszamy – czekamy, jak będzie rozwijać się sytuacja w związku z pandemią i czy obostrzenia w kwestii organizacji koncertów będą znoszone. Podobnie sprawa wygląda w kilku innych krajach. Osobiście bardzo bym chciała móc już zagrać nowy materiał dla naszych fanów z Polski – bardzo lubię przyjeżdżać do waszego kraju, jest jednym z tych, w których występuje mi się najlepiej! Chciałabym, by udało nam się wpaść do Polski jeszcze w 2020 roku, ale obawiam się, że może okazać się to niemożliwe z przyczyn logistycznych – dlatego bezpieczniej będzie przyjąć, że zobaczymy się dopiero w 2021 roku.

MATEUSZ: Mam nadzieję, że uda wam się przyjechać jak najprędzej! Do tej pory wystąpiliście w Polsce już 14 razy – czy zechciałabyś podzielić się z naszymi czytelnikami jakimiś wspomnieniami z tych wizyt?

ELIN: Pamiętam nasz pierwszy przyjazd do Polski – w 2013 roku, a zatem na rok przed ukazaniem się naszej pierwszej płyty. Nasze koncerty zorganizowała wtedy dziewczyna o imieniu Agata, której spodobała się nasza pierwsza EP-ka „Bliss” – tak bardzo, że zależało jej na tym, byśmy tutaj zagrali. Po naszym pierwszym występie, który odbył się w Warszawie, dostałam od jej taty ogromny bukiet kwiatów i buziaka w policzek – to było naprawdę urocze [śmiech]. Ten koncert odbył się w maleńkim klubie i nie uczestniczyło w nim wiele osób, ale i tak pozostaje dla mnie miłym wspomnieniem.

MATEUSZ: Chociaż nie możecie w tej chwili grać normalnych koncertów, to jednak od początku pandemii kilka razy zdarzyło się wam uczestniczyć w występach na żywo za pośrednictwem Internetu. Czy takie eventy stanowią dla was choćby częściowy substytut regularnego grania?

ELIN: Myślę, że tak. Chcieliśmy dać coś od siebie naszym fanom, dlatego postanowiliśmy wziąć udział w kilku takich wydarzeniach – w niektórych przypadkach występowaliśmy sami, a w innych wraz z innymi szwedzkimi artystami. W tych trudnych czasach musimy być kreatywni, żeby utrzymać relację z fanami. Prawda jest jednak taka, że żaden livestream nie zastąpi nam bezpośredniego kontaktu z ludźmi, którzy normalnie by przyszli na nasze koncerty i przykro mi trochę, że na razie nie możemy wrócić na scenę.

MATEUSZ: A jakie właściwie są obecne regulacje dotyczące koncertów w Szwecji? Gdy w marcu i kwietniu cała Europa odwoływała absolutnie wszystkie wydarzenia kulturalne, w Szwecji wciąż można było uczestniczyć w mniejszych eventach.

ELIN: Rzeczywiście, tak było, ale ta polityka nie przyniosła moim zdaniem Szwecji nic dobrego. W dniu, w którym rząd ogłosił, że w koncercie może wziąć udział maksymalnie 500 osób, mieliśmy zaplanowany występ w Uppsali. Być może zmieścilibyśmy się w tej liczbie, jednak mieliśmy duże wątpliwości – co, jeśli jednak byśmy ją nieznacznie przekroczyli? I jaką różnicę robiłoby to, czy jest 500, czy 501 osób? Czy ta jedna dodatkowa osoba sprawia, że koncert staje się bardziej niebezpieczny, niż przy udziale pięciuset? Przecież to nie ma sensu! Nie chcieliśmy brać odpowiedzialności za bezpieczeństwo naszych fanów, więc odwołaliśmy ten i następny koncert, który miał odbyć się kilka dni później. jestem w stanie zrozumieć, do czego zmierzał nasz rząd, nie chcąc przejmować kontroli nad życiem obywateli i długo wzbraniając się przed ograniczaniem swobód obywatelskich i mówieniem, że czegoś nam nie wolno, a co innego musimy robić – bo nasi politycy generalnie uważają, że nie powinni tak działać. Chcieli, by każdy z nas po prostu wziął odpowiedzialność za własne zachowanie, ale niestety nie każdy potrafił się w tej sytuacji zachować wystarczająco dojrzale i dostosować choćby do podstawowych wytycznych, przez co wirus zaczął się rozprzestrzeniać. Największą porażką tej polityki było jednak to, że wirus przedostał się do domów opieki dla seniorów, atakując osoby najbardziej na niego podatne. Ja sama staram się trzymać dystans od innych tak mocno, jak tylko się da – gotuję w domu częściej, niż dawniej, a zakupy robię raz w tygodniu – i ciągle myję ręce. Miejmy nadzieję, że szczepionka pojawi się szybko i będziemy mogli wrócić do normalnego życia!

MATEUSZ: Izolacja ma też dobre strony – pozwala nam odkrywać nowe rzeczy, na które nie mieliśmy wcześniej czasu. Czy udało ci się znaleźć w ostatnich tygodniach jakąś nową pasję?

ELIN: Ostatnio przygotowuję mnóstwo jedzenia – gotuję i piekę takie rzeczy, których jeszcze niedawno nie potrafiłabym zrobić [śmiech]. Poza tym piszę nowe piosenki i słucham audiobooków – to mnie niesamowicie relaksuje! Powróciłam też do treningów po dość długim czasie. I to by chyba było wszystko [śmiech].

MATEUSZ: W przyszłym roku będziecie świetować dziesięciolecie istnienia Blues Pills. Czy jesteś zadowolona z tego, co udało wam się osiągnąć w ciągu tej dekady? Z którego osiągnięcia dumna jesteś najbardziej?

ELIN: Muszę przyznać, że nawet nie myślałam o tym, iż to już dziesięć lat, póki o to nie spytałeś! Cholera, teraz się czuję, jakbym była niesamowicie stara [śmiech]. Ale oczywiście jestem bardzo dumna z naszych dokonań – z wszystkich piosenek i płyt, a także z każdego koncertu, jaki zagraliśmy. Jednym z najbardziej wyjątkowych występów, który na pewno na zawsze zapamiętam, był koncert, który odbył się w Polsce – w Kostrzynie na Pol’and’Rock Festival w 2018 roku. To było w ogóle nasz ostatnie show przed przerwą, którą sobie zrobiliśmy. Tam było całe mnóstwo ludzi – to chyba najbardziej szalony koncert, w jakim kiedykolwiek uczestniczyłam! Jestem totalnie szczęśliwa, że mogłam wziąć w nim udział.

MATEUSZ: A jakie masz marzenia na kolejne dziesięć lat?

ELIN: Po prostu chciałabym móc nadal tworzyć muzykę – nic mnie bardziej nie uszczęśliwi! Liczę też na to, że uda mi się nie być dla samej siebie tak surową, jak do tej pory – za to więcej się relaksować i stawać się po prostu lepszą osobą.

MATEUSZ: Nasza rozmowa zmierza do nieuchronnego końca – więc może jest coś, co chciałabyś powiedzieć od serca waszym polskim fanom?

ELIN: Przede wszystkim: trzymajcie się i uważajcie na siebie w tych trudnych czasach! Dziękuję serdecznie za wsparcie, jakie nam zawsze okazywaliście, i mam nadzieję, że spodoba się wam nasza nowa płyta! Do zobaczenia jak najszybciej!

Komentarze: