Piotr Lato: "Mam nadzieję na długi, muzyczny marsz, ku zachodowi słońca"

Piotr Lato: "Mam nadzieję na długi, muzyczny marsz, ku zachodowi słońca"

Z Piotrem Lato, który niedawno nagrał pierwszy swój album "Dust Bowl Desert Night Fantasies", o marzeniach muzycznych, nowej płycie, i celach na najbliższy rok, rozmawiał Przemek Kokot.

Spotykamy się przy okazji premiery Twojej płyty "Dust Bowl Desert Night Fantasies", co działo się u Ciebie przez ten okres od momentu opuszczenia programu Big Brother. Oczywiście chodzi tu o strefę muzyczną.

Od czasu opuszczenia domu BB? No troszkę się muzycznie działo hehe...

Niech sięgnę pamięcią do 2001 roku…

- pierwsza sprawa – Zbyszek Hołdys podarował mi swoją gitarę, na której nagrał swoją ostatnią płytę ( Hołdys.com z 2000 r)
- druga sprawa – Hołdys zabrał mnie do studia i tego samego roku nagrałem na mikrofon swój pierwszy wokal… i w ogóle pierwszy raz śpiewałem.
- trzecia sprawa – Hołdys otoczył mnie wówczas opieką i poopowiadał trochę o rynku muzycznym, o prawach jakie nim rządzą. Sporo rozmawialiśmy o muzyce, jej historii… co jak co ale talent do muzyki i prowadzenia ciekawych wykładów, to Zbyszek ma.

Zacząłem wówczas trochę koncertować, grać coverowe supporty większym zespołom, zacząłem również pisać swoje pierwsze, nieporadne jeszcze często piosenki. W sumie przez kilka pierwszych lat uczyłem się pisać muzykę. Myślę, że dopiero w 2005 roku, tak naprawdę coś się zmieniło i mój sposób pisania rozwinął się do kolejnego stadium, nabrał charakteru, znalazłem interesujące mnie brzmienie (które w dużej mierze pokrywa się z brzmieniem, które bardzo lubię i dziś). Później, około 2012 nastąpiła kolejna zmiana, coraz mniej pomysłów wpadało do katalogu „ZWYKŁE” a coraz więcej do katalogu „LEPSZE”… Tak naprawdę nie liczę pomysłów przed 2005 rokiem ( poza garścią bardziej udanych) – ale od tamtego czasu co roku zapisuję na komputerze około 30-50 pomysłów. Ogólnie rzecz biorąc, sama muzyka przychodzi mi łatwo i nieustannie od 20 lat… z tekstami idzie troszkę wolniej...

Co jeszcze… nagrywałem jingle do stacji radiowych, występowałem gościnnie na koncertach i nagraniach znajomych zespołów, pisałem muzykę z zespołami HEBAAN oraz KILL THE MUSTACHE, wziąłem udział w programach muzycznych i nie muzycznych w TV, pojawiałem się w mediach i znikałem – tak zresztą jest do dziś.

Zdecydowanie rozwinął się mój zmysł organizacyjny i producencki.  Wiem już, jak i czym się tę zupę jada. Swój album skleiłem od "A" do "Z" sam, od demówek, po kolor farby w druku książeczki – wszystko nadzorowałem osobiście. Oczywiście skorzystałem z pomocy moich muzycznych przyjaciół i ludzi, znających się dobrze na mixie– ale o tym jeszcze później.

Wykorzystałeś dość modną ostatnio metodę crowdfunding, czyli pomocy życzliwych ludzi, którzy pomagają realizować marzenia. Skąd ten pomysł i czy wierzyłeś w sukces przedsięwzięcia?

Ta metoda jeszcze się u nas rozwija i myślę, że to może nie jedyna, ale najlepsza i z pewnością przyszłościowa droga dla muzyków, którzy nie są na topie, ażeby realizować nagrania, zbierać fundusze na swoje realizacje, sposób by zainteresować pewną społeczność swoim produktem, tak to nazwijmy, rozbudowywać tę społeczność, utrzymywać z nią kontakt a wręcz więź. Oczywiście trzeba spróbować zaoferować ludziom, którzy nas wspierają coś extra, coś dodatkowego, czego nie otrzymają w przysłowiowym empiku. Pomysł przyszedł wraz z rozwojem platform umożliwiających takie akcje ale też z rynku niemieckiego, gdzie crowdfunding od wielu, wielu lat jest dobrym standardem nie tylko młodych i nieznanych zespołów, ale również bardziej popularnych artystów.

Kazałeś na tą płytę czekać...19 lat...to dłużej niż Tool, czy Guns'n'Roses.:)

Tu muszę Ci przyznać rację :). Chciałbym móc powiedzieć, że teraz wydawać będę dwie płyty rocznie – w sumie mógłbym, gdyby tylko okoliczności sprzyjały – ale na to wpływa zawsze wiele czynników. Z pewnością dalszy ciąg przyjdzie wiele szybciej. Ostatnio w jednej z wielu rozmów, jakie prowadzę teraz o tej płycie – akurat z tatą w tym przypadku – padło słuszne stwierdzenie „Synu, nie 18 lat ale 18 miesięcy, maximum”. Do zrobienia:)

Płyta przeznaczona jest dla przyjaciół i ludzi, którzy finansowo pozwolili Ci w jej wydaniu. Nie  jest dostępna w oficjalnej sprzedaży. Czy prowadzisz rozmowy z jakąś wytwórnią płytową by wydać to dla szerszej publiczności?

Jeszcze z żadną wytwórnią nie rozmawiałem, ale też nie miałem okazji. Zaraz przyjdzie czas i na to mam nadzieję.  Chwilowo staram się zakończyć proces rozsyłki płyt do zainteresowanych, co wcale nie jest takie proste i szybkie – w pierwszej kolejności dostają je crowdfunderzy oraz muzycy, którzy brali udział w nagraniach. Każdy swój egzemplarz. Tak jak i ludzie, którzy pomagali mi przy mixie i masteringu płyty.

Kolejni będą dziennikarze… pomimo, iż płyty na razie nie będzie w sklepach, ani w sieci, chcę o niej mówić. Chcę ją puszczać w radiu, tak troszkę w starym stylu – kiedy płyty można było usłyszeć tylko w ulubionych audycjach, gdy się na to wyczekiwało :). Chcę o niej mówić… na pewno… a równocześnie – z gotowym już produktem – pójdę na kilka spotkań i zobaczymy czy będzie kciuk w górę czy palec Lichockiej. :)  Chcę przygotować troszkę grunt na jakieś solidniejsze działania w drugiej połowie roku. Chcę się przygotować, może nakręcić jakiś teledysk lub dwa, skompletować zespół "the best of the best possible", z którym zagram kilka koncertów, z którym zaczniemy – mam nadzieję długi muzyczny marsz ku zachodowi słońca.

Z pewnością chcę, żeby Ci ludzie, którzy zaangażowali się w pomoc mi, taką czy inną, mieli ten krążek, jakiś czas, tylko dla siebie. Dzięki nim nie wydaję tej płyty w 2040 tylko teraz.  Natomiast na pewno jestem z niej dumny, na pewno crowdfunding zadziałał idealnie i zarówno jemu, jak i zjawisku „patronate”, warto się przyglądać. A w przyszłości, może po wakacjach, może troszkę później, oczywiście zawita do sieci. Chciałbym…. ,chociaż chodzą mi po głowie pomysły szatańskie, żeby tego w ogóle nie wydawać…. żeby nagrać od razu kolejną płytę, a ta… a ta niech krąży w swoich tajemniczych kręgach, tam gdzie zdoła dotrzeć sama. 

Powiem Ci, że jest to niezwykłe działanie, rzadko spotykane, ale też intrygujące... Ktoś o niej napisze, ktoś się z nią sfotografuje, ktoś inny będzie chciał kupić, ale nie będzie mógł bo jej nie ma w sprzedaży. Zaciekawiłeś mnie strasznie tą formą... czy możemy to nazwać, promocji?

Nie sądzę, żeby jakikolwiek człowiek odpowiedzialny za promocje w wytwórniach, przystał na takie rozwiązanie. Na szczęście jeszcze w żadnej nie jestem i mogę robić co tylko mi przyjdzie do głowy.  I nie jest tak, że będzie kompletnie niedostępna…. po prostu trzeba się będzie troszkę postarać, żeby do niej dotrzeć. W dzisiejszym świecie wszystko jest szybkie, łatwe i często powierzchowne, stosunek do wszystkiego jest raczej tymczasowy. Celuję raczej w co innego.  Będę szukał ze swoimi słuchaczami wyjątkowej, długodystansowej relacji, w której będziemy mogli na sobie polegać. 

W liście do tych, którzy otrzymali tę płytę piszesz by słuchać ją w nocy. Tak też zrobiłem i powiem Ci jest to piorunujące wrażenie, jak ciemność, noc, cisza i spokój spójnie zgrywają się z tą płytą. Ma się wrażenie, że również był nagrywany nocą:).

Bardzo się cieszę, że zastosowałeś się do instrukcji  i uważam, że w przypadku tej płyty – a może w ogóle mojej muzyki – tylko niewielki jej fragment nadaje się do słuchania za dnia. Słuchając jej po zmierzchu dochodzi do wyrównania nastroju, momentu – moim zdaniem bardziej to pasuje.  W znacznej większości pomysły te powstawały, a raczej przychodziły do mnie nocą i zupełnie naturalnie nocny charakter im nadawałem w produkcji. Z pewnością lekko zakurzony, brudnawy, mniej dynamiczny, tajemniczy, ciepły, lekko fantastyczny momentami…  noc to kompletnie inna przestrzeń. Relaksująca, hipnotyzująca, zdrowsza. Moim zdaniem. W każdym razie, cieszę się, że miałeś takie właśnie odczucia.

Czy to prawda, że materiał na tę płytę powstawał 18 lat? Płyta w takim razie jest pełnoletnia:)

Posiadacze płyty w wersji fizycznej, w książeczce znajdą przy każdej piosence informacje, kiedy powstała a raczej… kiedy przyszedł pomysł. Zależało mi, żeby taka informacja się na płycie pojawiła. I choć piosenki są w sumie z różnych lat, to ich wybór na płytę był w dużej mierze przypadkowy.

Sama myśl o nagraniu swojej własnej płyty – to tak realnie 2001 rok, więc… na pewno noszę się z tą pełnoletnią myślą długo – aktualnie wypuszczam w świat jakąś część tych swoich piosenek, których w sumie nikt jeszcze – mimo tylu lat - nie zna.

Jesteś niesamowicie wytrwały w dążeniu do marzeń...

Tu chyba również się zgodzę, bardzo zresztą cieszę się, że taka cecha we mnie siedzi, bo jakkolwiek dynamika zmian jest u mnie nikła tak konsekwencja i finalizowanie pomysłów to moja mocna strona.

Powiedz nam, sam proces realizacji płyty, od zebranych funduszy poprzez końcowy efekt, jak długo trwał?

Realizacja płyty zaczęła się dużo wcześniej, zanim wystartowałem akcję crowdfundingową. Ta akurat była właściwie samym finiszem tego procesu i pozwoliła zebrać fundusze na mixy i mastering, gdy już wszystko było przygotowane i zarejestrowane w studiu. Plus oczywiście tłoczenie płyty i projekt graficzny, który się kapkę rozrósł ale z efektu i ja i wszyscy do tej pory są bardzo zadowoleni:).

Wcześniej natomiast musiałem to wszystko zorganizować, wybrać pomysły z demówek, szukać i zapraszać muzyków do współpracy ( w sumie grubo ponad 30 ), odbywać próby, wstępne nagrania, korekty, dużo o tej muzyce myśleć a raczej… odczuwać, bo na tym to polega…  rejestrowałem nagrania w studiu.

Zlecałem ich edycję z początku, ale potem edytowałem sporo materiału samodzielnie – ze względów finansowych – przy okazji nauczyłem się to robić całkiem nieźle:) – to wszystko było rozciągnięte w czasie z kilku powodów, również dlatego, że pracując nad czymś długo, jednak samoistnie robi się dłuższe przerwy – nie da rady nagrywać płyty kilka lat bez pauz – dla własnej higieny mentalnej. Czasem musiałem poczekać, odłożyć pieniądze, żeby kontynuować.

Ja szacuję ten proces na jakieś 7-8 lat z przerwami, czasem kilkumiesięcznymi. Trochę ciężko jednak bywa, gdy się to robi samemu w pojedynkę.  Kolejna płyta to będzie zupełnie inna bajka.

Na płycie mamy delikatne subtelne granie, ale są i mocniejsze kawałki takie jak "Locky", czy "Bohemian Flower" słuchając ich widzę Cię jako support Pearl Jamu w Krakowie!

Bardzo podoba mi się Twój sposób rozumowania, mów o tym szerzej i głośniej. Jestem ZA!

W liście napisałeś również o warstwie graficznej, powiem Ci niewielu debiutantów zwraca na to uwagę, wręcz płyty są pod tym względem słabe...u Ciebie jest całkiem na odwrót, jest znakomicie wydana, przemyślana jest każda strona, fantastyczne zdjęcia i super okładka!

Dziękuję, postarałem się, żeby to miało formę bardziej dopracowaną. Zależało mi na tym, żeby słuchacz, który tę płytę dostanie, a który przecież do produkcji się dorzucał, dostał najładniej wydaną płytę, jaką można było zrobić.  Na podobnej zasadzie co z muzykami, których zapraszałem z różnych stron i przecież każdy utwór nagrywany był w innym składzie… podobnie jak z ludźmi, którzy piosenki mixowali, każdy song lądował przecież u kogoś innego – dokładnie tak samo podszedłem do warstwy graficznej… kilka tygodni po nocach szukałem odpowiednich fotografii, którymi można by było złapać vibe utworu lub też uchwycić jego tekst, a najlepiej obydwie te warstwy. W większości przypadków wyszło świetnie, niektóre z tych zdjęć zadziwiająco pasują do swoich muzycznych odpowiedników.  Ja w ogóle uwielbiam fotografię i poza mozołem, jaki temu towarzyszył tak jednak wyszukiwanie zdjęć sprawiało mi przyjemność. Pewnie dlatego, iż miałem świadomość, że to wszystko ma swój cel i sens. Udało się.

Okładka, to o tyle ciekawa sprawa, że pierwszy artysta, którego rzeźbę miałem zamiar na tej okładce umieścić, nie wyraził na to zgody. Pewien Holender, którego rzeźba, o roboczym ( moim własnym ) tytule WOODEN BOY, zawładnęła moim umysłem, stwierdził w odpowiedzi na mojego maila po kilku miesiącach, że jest to własność jakiegoś muzeum i niestety nie może zgody wyrazić.

Na jakiś dzień czy pół, podcięło mi to skrzydła… wiesz, lubię gdy rzeczy idą jak zaplanowano heheh…, ale miałem na swoim komputerze również innego asa w rękawie. Od lat, wielu lat mam tę jedną fotografię, tych cudownych masywów chmur ze strzelająca błyskawicą, przestrzenią niemal nietkniętą cywilizacją i niezwykłym klimatem, przywodzącym na myśl właśnie pojęcie „dust bowl” … od razu o nim pomyślałem, ale nigdy nie wiedziałem kto był autorem tego zdjęcia. Z pomocą przyszły mi niedawno (jakieś dwa lata temu) aplikacje wyszukujące informacje po zdjęciach. Tak znalazłem pana Charlesa Forda, do którego z duszą na ramieniu napisałem długiego maila, a który to pan Ford bardzo polubił mój pomysł na płytę, na wykorzystanie fotografii i ostatnio nawet napisał mi bardzo miłą odpowiedź, po tym jak otrzymał swój egzemplarz płyty. Napisał, że właściwie nie wiedział czego się spodziewać ale na pewno nie tak profesjonalnie zrobionej płyty z tak wspaniałą muzyką :). Bardzo mu się spodobało, chyba w ogóle nie spodziewał się, że przypadkowe zdjęcie, które zrobił 20 lat temu podczas burzy w Teksasie, wykorzystane zostanie przez muzyka z drugiego krańca świata w taki sposób:).

Na pewno sprawiło mu to przyjemność, z czego się cieszę – a co do zdjęcia… jestem w nim zakochany.  Ale pochwalić musze również pozostałych fotografów, których dzieła powyławiałem z instagrama, stron www czy fb. Mógłbym wymienić tu ich wszystkich, naprawdę.

Trwało by to troszkę dlatego zwrócę uwagę tylko na Wojtka Ciszkiewicza, który pomógł mi zrobić świetny filmik do akcji crowdfundingowej i którego fotografia mostu w Górze Kalwarii oraz starego amerykańskiego Pickupa zdobią wewnętrzne strony okładki.  Zerknijcie na te zdjęcia… to jakiś cholerny cud. :) W ogóle dużo miałem cudownych sytuacji produkując tę płytę :).

Słuchając pierwszych piosenek na płycie, nasuwa się pytanie, czemu śpiewasz tylko po angielsku, zaczynasz się zastanawiać jakby brzmiała w Twoim wykonaniu piosenka po polsku...i nagle przychodzi utwór numer 5..."Zapach Twoich rąk"...rozkłada na łopatki ten duet z Karoliną Charko. Wolisz śpiewać i pisać po polsku czy po angielsku?

To chyba przychodzi z wiekiem, że coraz częściej wybiera się swój ojczysty język. Ja zawsze preferowałem angielski ze względu na jego plastyczność i fakt, że generalnie nigdy nie słuchałem tekstów. Traktowałem głos jako instrument.  Miał przekazać pewną emocję a sama muzyka przecież jest językiem, zresztą najstarszym i zrozumiałym przez wszystkich.  Niemniej… coraz częściej łapię się na tym, że chciałbym powtórzyć takie sytuacje jak np. w piosence wspomnianej przez Ciebie. Ten tekst powstał bardzo szybko, zresztą i po polsku i po angielsku. I jestem z niego zadowolony.  Czułem, pisząc go, że przyszedł z miejsca, w którym wszystko się zgadza i ma pewną jakość. Żeby takie teksty tworzyć, trzeba być w strefie. A ta zdarza się tylko czasem.  Tu stosowałem system Wisławy Szymborskiej.  I w końcu udawało mi się do tej strefy zajrzeć .

Co do Karoliny, jest genialna, śpiewa fantastycznie, zmysłowo i głos ma nietypowy. To jeden z 35 gości muzycznych na tej płycie i zarazem pierwsza osoba, z która rozmawiałem o zespole gdyż, owszem, chciałbym, żeby do niego dołączyła. Znam ją już jakiś czas i wiem, że to dobry pomysł.

Zaprosiłeś niesamowitych gości na płytę, aż trudno wszystkich wymienić, ale dla przykładu zagrali Maciek Wasio, Bartek Łęczycki czy zwycięzca Fryderyka Robert Cichy. Jak udało Ci się zaprosić tak duże i znakomite grono artystów!?

Sam się nad tym zastanawiam. W wielu przypadkach nie znaliśmy się wcześniej "z reala". Musiałem oczywiście napisać solidnego maila-zaproszenie do projektu, zaprosić na piwo, porozmawiać. Reakcje były genialne, jestem im za to dozgonnie wdzięczny.  Ale to pewnie również pokłosie moich przygód w telewizji i faktu, że w pewnym sensie, znaliśmy się. Nawet, jeśli wirtualnie. Łatwiej było nawiązać kontakt i coś zaproponować. Ja w ogóle lubię ludzi, wierzę w ludzi i dość łatwo mi chyba z ludźmi nawiązywać relacje. Pracując nad tą płytą doceniałem bardzo ten fakt :).

I masz rację, część z tych gości to znane nazwiska: Serafińska, Pendowski, Cichy, Wasio, Łęczycki, Fleszar. Ale wszyscy, cała trzydziestka piątka, znani są w światku z wielu wspaniałych przedsięwzięć. Każdego z nich cechuje jakiś kosmiczny, charakterystyczny tylko dla niego element, talent… ja to tylko zauważyłem i zgrałem w pewną całość.  

Powiem Ci ciężko mi się zdecydować, który kawałek powinien być singlem, ale na pewno jakbym nie znał tej płyty i usłyszał w radio na pewno bym szukał, kto to wykonuje, niesamowite piosenki!

Dziękuję. Miłe to i jeśli spodobało CI się coś na tej płycie, jest spora szansa, że spodoba CI się również na kolejnych. Co do singli… nie wiem czy jest tu w ogóle coś singlowego, coś do radia. To mało przebojowa płyta – w takim rozumieniu popowym, komercyjnym. Nic przeciwko komercji czy popowi, ale to nie ten case. Jedna z piosenek ma wręcz wskazówkę „Don’t let Your life become a 3:45” 3:40 – typowy czas trwania piosenki w radiu.  Na tej płycie nie ma ani jednej takiej.

Zachęcasz do wybrania słuchaczowi swojego Top 5, najlepszych utworów na płycie, a jakie jest Twoje top 5?

Nie jest to łatwe zadanie – każdy numer tu to różne osoby i inny charakter.  To będzie kompletnie subiektywne zestawienie, które tak naprawdę nie ma sensu dla nikogo poza mną ale mam wyjątkowy stosunek do:

-  SICARIO, które powstało bardzo szybko na koniec jakiejś zupełnie innej sesji wokalnej. Usiadłem z gitarą i zagrałem to 5 razy. Bez klika, bez słuchawek, bez niczego. Śpiewało mi się akurat wyśmienicie hehe. Take 4 (podejście 4) słyszysz na płycie. Maciek Wasio i Bartek Łęczycki dograli się wirtualnie, na odległość.

- KID-S , które graliśmy kompletnie inaczej, bo cały zespół na żywo w studiu Quality, pianista, ja i Anna Serafińska w reżyserce. Mieliśmy śpiewać z Anią tylko piloty pod zespół, numer jest dość długi i nieoczywisty, oparty na tych samych zapętlonych akordach, więc bez wokalu średnio hehe…, w każdym razie Ania zaśpiewała tak, że kapcie mi spadły i nie dość, że zainspirował się nią w trakcie nagrania perkusista (a za nim poszedł tez kontrabas i piano) to jeszcze ta wersja z reżyserki weszła na płytę.
Wcale nie na najlepszym mikrofonie, jaki był w studiu. W tym utworze uwielbiam, jak każdy na siebie wpływał podczas rejestracji piosenki.

- JUST YESTERDAYS – chyba z racji chwytliwej melodii i wpływu, jaki ma na niektórych słuchaczy. Jeśli jest na tej płycie, coś bliskiego przebojowi, to pewnie to. Osiągnęliśmy bardzo fajny sound (taką Americanę) i dynamikę, ładne pogłosowe, ale i skwierczące gitary, jest tu i ogień i melodia i spokój. Spoko numer.

- DANDELION Rd 60 – od tego numeru zaczęło się chyba u mnie pisanie fajniejszych piosenek. 2005 rok. Świeżo zakupiony efekt gitarowy POD, słuchawki w nocy, zabawa brzmieniami i właściwie spłynęło tej nocy jakieś 6, 7 piosenek. Ta jako pierwsza. Jeszcze bardziej niż „Just Yesterdays” obija się o ekstrema, od kompletnie intymnej cichej wokalnej zwrotki pokolorowanej tylko lekko brumiąca ciepłą gitarą po zwariowany finał. Lubię też tekst. Pasuje do piosenki. Czuję w niej duży ładunek emocjonalny i mimo wszystko, spójność.

- CZEKAM oraz LOCKY – bo to przykłady jeszcze innego podejścia, gdy usłyszałem riff i momentalnie ułożyłem melodię. To fajny przykład współpracy zespołowej. Duża dynamika, świetny sound, dobrze "uśpiewane", melodia jest, wpierdziel jest, wszyscy zadowoleni.
Ale jeśli nie wspomniałbym o ZAPACH TWOICH RĄK i BOHEMIAN FLOWER byłym szalony. Uwielbiam te numery. Tak więc widzisz… ciężko akurat mi wybrać top5. O wiele łatwiej powinno to przyjść innym.

Kiedy już myślimy, że już nie zaskoczysz nas mocniejszym utworem, bardziej grunge'owym, wtedy wkraczają kawałki z mocnym riffem "Czekam" i "Chcemy tu być". Dalej jesteś fanem Iron Maiden?

Fanem Iron Maiden, hehe… i tak i nie. Wydaje mi się, że to taki band, który zawsze gdzieś tam siedzi, miotał nami w liceum więc zawsze docenimy tę energię. Nie słucham ich już tak jak kiedyś, z szacunku odsłuchuję kolejne produkcje, ale dla mnie STOP był na "Brave New World".

Te dwa numery, o których wspomniałeś to jednak inna para kaloszy. Te utwory to raczej cięższy stoner rock/grunge/z lekką tylko naleciałością metalu. Lubię je. W ostatnim songu można doszukać się delikatnych aluzji politycznych, ale jest raczej o bliskości, potrzebie bliskości, potrzebie odizolowania się od złych odcieni cywilizacji… jakim na pewno jest polityka w takim wydaniu, jak je obserwujemy.

Ciekawi mnie jeszcze jak zmieniały Ci się gusta muzyczne przez te 18 lat?

Popłynęły od ciężkiej muzyki w kierunku bluesa, folku i alternatywy. Kiedyś bujałem się między metalem, popem lat 70-tych i gitarową muzyką lat 90-tych. Tak. Grunge i jego odnogi będą na zawsze we mnie. To najpiękniejszy powrót prawdy w muzyce w jej historii. Ale poprzez soul i gospel i w ogóle wielu rozmaitych wokalistów, którzy mnie zawsze fascynowali, dotarłem do miejsca, w którym szanuję rootsowy blues i folk, których kiedyś nie lubiłem.  Muzyka alternatywna jednak zawsze będzie częścią mojej kolorystyki w muzyce.

Czego możemy Ci życzyć na najbliższy czas jeśli chodzi o muzykę?

Możecie mi życzyć, żeby Ci ludzie, którzy dostali lub zdobyli płytę, polubili jakiś jeden kawałek. I żeby puścili go komuś bliskiemu, łapiąc go za ramię i mówiąc „Posłuchaj tego”. Żeby przekazywali tę płytę bliskim sobie ludziom. O to mi chodzi.  Pop, popularność i medialne wariactwo widziałem na własne oczy i mogę o tym opowiedzieć. Byłyby to relacje z pierwszej ręki. Nie tęsknię za tym w ogóle. Aktualnie i już na zawsze raczej interesuje mnie w muzyce jakość i prawda – a rozumiem pod tym pojęciem, intencję, sposób i moment, w jakim utwór powstaje.  Ale o tym innym razem.

Komentarze: