Adam Nergal Darski (Behemoth): "W Polsce jesteśmy bardzo na świeczniku i taki Darski jest dla naszych oponentów łatwym celem"

Adam Nergal Darski (Behemoth): "W Polsce jesteśmy bardzo na świeczniku i taki Darski jest dla naszych oponentów łatwym celem"

5 października tego roku premierę miała długo wyczekiwana płyta zespołu Behemoth, zatytułowana "I Loved You At Your Darkest".  Z tej okazji zapraszamy do naszego wywiadu z liderem grupy, Adamem Nergalem Darskim!

Rozmowę przeprowadził Sebastian Griszek.


SEBASTIAN:  Spotykamy się przy okazji promocji Waszego najnowszego wydawnictwa, czyli albumu "I Loved You At Your Darkest". Już niedługo wyruszasz z zespołem w trasę koncertową po Stanach Zjednoczonych, potem po krajach europejskich. Z Behemothem koncertujesz na całym świecie. W jakim kraju najlepiej Ci się gra koncerty?

NERGAL: Polska jest fantastycznym krajem do grania, ale właściwie wszędzie mamy fajny feedback i dobrą energię. Te siły fanowskie się dość fajnie rozkładają po całym świecie.

Jak już rozmawiamy o koncertowaniu... Kiedyś powiedziałeś, że jak nie zagrasz w Poznaniu czy Bydgoszczy, to zagrasz w Tokyo i w Nowym Jorku. Odnosiło się to bezpośrednio do odwołanych koncertów Behemotha w tych miastach w 2014 roku. Nie przeszkadza Ci to, co dzieje się w Polsce? Mam na myśli te protesty środowisk religijnych, które mają miejsce w tle koncertów Behemotha.

Oczywiście, że mi przeszkadza. Mówię o tym głośno i cierpliwie czekam na wiatr zmian.

Jak myślisz, dlaczego polskie środowiska katolickie tak głośno protestują przeciwko muzyce zespołu Behemoth? W 2014 roku miałeś trasę koncertową po Brazylii, kraju gdzie jest największa liczba katolików. Czy tam też spotkaliście się z taką reakcją jak w naszym kraju?

Nie. Ale wydaje mi się, że to w dużej mierze wynika ze świadomości. W Polsce jesteśmy bardzo na świeczniku i taki Darski jest dla naszych oponentów łatwym celem. To są wszystko oportuniści. Nie mam żadnego problemu z ludźmi głęboko wierzącymi, ponieważ uważam, że ludzie głębokiej wiary nie mają tego rodzaju wątpliwości.

Czy myślisz, że takie zachowania są przejawem słabej wiary?

Zdecydowanie tak. Tak jak ze wszystkim. Jeżeli jesteś słaby wewnętrznie, to boisz się wszystkiego, co może zakłócić tą wiarę. Jeżeli natomiast masz stabilny kręgosłup, to nie wzruszy Cię żadna pieśń czy poemat.

A może to ma związek z tym, że w Polsce kreujesz swoja osobę poprzez skandal?

Nie. Ja jestem przede wszystkim artystą i tworzę muzykę. A wokół tego są rzeczy, którymi się zajmuję, ale to nie jest obliczone na skandal.

W tym roku miała miejsce trasa koncertowa Behemotha po Stanach Zjednoczonych. Graliście na jednej scenie z zespołem, który kształtował Twoją świadomość muzyczną   czyli ze Slayerem. Jakie to jest uczucie?

To jest ukoronowanie mojej długiej, ciężkiej drogi i niewątpliwie nagroda. Tak to trochę odbieram. Wiadomo, PR-owo jest to świetne. Dużo ludzi nas zobaczyło dzięki wspólnej trasie. Ale osobiście odbieram to jako nagrodę.

Czy jak rozpoczynałeś swoją karierę muzyczną z zespołem Behemoth marzyłeś o tym, aby kiedyś stanąć na jednej scenie ze Slayerem?

Nie. Moje marzenia nie były aż tak dzikie.

Co takiego jest w polskiej muzyce ekstremalnej (choć może trafniejszym określeniem byłoby: muzyce ambitnej), że potrafi ona wypłynąć na szerokie wody, a muzyka popularna  –  już niekoniecznie?

Chciałbym wierzyć w to, że jest jakiś romantyczny polski gen, który podany w odpowiedniej formie potrafi poruszyć wrażliwe struny u ludzi czułych na sztukę. Tak to sobie kiedyś wymyśliłem i może rzeczywiście tak to działa.

Jak pamiętam, przy nagrywaniu poprzedniej studyjnej płyty "The Satanist" były problemy z producentem, z miksem. Czy przy nagrywaniu tej najnowszej, "I Loved You At Your Darkest", też pojawiły tego rodzaju przeszkody?

Nie. Wszystko szło gładko. Jak teraz wspominam, to była to najbardziej komfortowa sesja ze wszystkich dotychczasowych. Cały proces był świadomy, dojrzały, nie było żadnych fakapów, nie było przykrych niespodzianek. Wiesz, to wszystko jest ciężka praca, ale nie było żadnych niespodziewanych sytuacji.

Jak długo przymierzaliście się do nagrania tej płyty? Były dyskusje o brzmieniu płyty, w którym kierunku iść?

Być może były. Ale my intuicyjnie tworzymy. Rzeczy się dzieją, a my je puszczamy dalej. Staramy się też nie przesadzić z tym, co robimy. Chcemy, aby to było szczere, ale nie chcemy siebie samych zagadać.

Płytą "The Satanist" podnieśliście poprzeczkę bardzo wysoko. Czy wywierało to na Was jakąś presję w procesie tworzenia nowego materiału?

Mogło tak być. Ale nie byliśmy za bardzo tego świadomi. Tak jak mówiłem wcześniej, my po prostu tworzymy, to wychodzi z nas. Staram się nie myśleć o tym, co powstało kiedyś, myślę o tym, co jest tu i teraz. To jest dla mnie ważne i na tym się skupiam.

Czy Twój poboczny projekt Me And That Man miał bezpośredni wpływ na brzmienie tej płyty?

Bezpośredni... Nie.

A pośredni?

Być może miał. Wiesz, wszystko ma jakiś wpływ na to co robimy. Ja się uczę cały czas.

Starałeś się coś przenieść z tamtych muzycznych doświadczeń do Behemotha?

Jedyna rzeczą, pomysłem, który przeniosłem, tak świadomie, to były chóry dziecięce.

Jak już jesteśmy przy Me And That Man. Czy myślisz o kontynuacji tego projektu?

Tak. Będziemy grali, ale wszystko w swoim czasie. Mam już jakiś pomysł na Me And That Man, ale nie chciałbym rozmawiać o szczegółach na tym etapie.

Dzięki za rozmowę!


korekta: Mateusz M. Godoń

Komentarze: