Adam Wolski (Golden Life): "Lata 90-te to czasy naszej młodości, mieliśmy po dwadzieścia parę lat i cały świat się do nas uśmiechał"

Adam Wolski (Golden Life): "Lata 90-te to czasy naszej młodości, mieliśmy po dwadzieścia parę lat i cały świat się do nas uśmiechał"

Zapraszamy do naszego wywiadu z Adamem Wolskim, wokalistą grupy Golden Life. 

Na początku 2017 roku wydaliście po 9 latach przerwy swoją kolejną płytę studyjną zatytułowaną "Siedem". Dlaczego Wasi fani musieli czekać tak długo na ten album?
Powodów jest jak zwykle cała masa. Pierwszy to niestety ale… lenistwo. My pewnie już tak mamy, że pracujemy powoli. Płytę wydajemy, kiedy mamy materiał i jesteśmy w 100% pewni, że jest taki, o jaki nam wszystkim chodzi, i że jest to dobry moment na wydanie go. Marketingowo jest to słabe rozwiązanie, bo co zwojujemy promocyjnie przy płycie nie ma ciągłości. Pchać się nie umiemy i chyba już nie za bardzo chcemy. Wydajemy płyty dla siebie, fanów, ale oczywiście zapraszając też nowych odbiorców. Jeśli im się podoba to super i są z nami, jeśli nie, trudno… droga wolna.

Warto było czekać na płytę, słuchałam i gorąco polecam! Opowiedz, jak minął Wam rok 2017, w którym zagraliście sporo koncertów...
To był dziwny rok, dobry i zły. Dobry – bo wydaliśmy płytę, pierwszego w naszym dorobku winyla płyty „Efil Ned Log”. Zagraliśmy sporo fajnych koncertów w tym jubileuszowy. Wystąpili bliscy nam artyści… Zły, bo niestety nie dogadaliśmy się z managerem. Dał nam nadzieję, ale jak to bywa ze spółkami, wizje się nam rozjechały i kolejna płyta została promocyjnie zmarnowana. Nie udało się jej pokazać tak, jak planowaliśmy.

Po 24 latach zdecydowaliście się nakręcić teledysk do utworu Marka Jackowskiego "Oprócz". Dlaczego dopiero teraz?
To był dziwny pomysł. Moim zdaniem chybiony, ale faktem jest, że znana piosenka, a dopiero teraz doczekała się teledysku.

Na płycie "Siedem" pojawia się Twój syn. Czy Filip postanowił związać się na stałe z muzyką?
Filip dopiero zaczyna swoją muzyczną drogę… Skończył szkołę muzyczną i szuka swojego miejsca na scenie. Od małego jeździł na koncerty, słuchał płyt Goldenowych, zna naszą twórczość od podszewki i chyba wystąpienie na tej płycie było dla niego ważne. W życie muzyka wkracza wielkimi krokami…

Jak powstają Twoje teksty? Co Cię inspiruje?
Pisanie tekstów nie jest dla mnie łatwe… Bardzo mnie wyczerpuje. Jest to proces bardzo obnażający. Nie łatwo tak publicznie się odsłonić. Czasami trudno znaleźć odpowiednie słowa. Przychodzi jednak taki moment, że teksty same się zapisują. Czasem wystarczy słowo, dwa… Czasami robię szkielet utworu i mozolnie szukam słów w głowie. Pisanie to szukanie odpowiednich słów do myśli i emocji które są obecne na co dzień. Trzeba je tylko złapać i dobrze dopasować.

Niedawno zmarł twórca Waszego legendarnego teledysku Yach Paszkiewicz. Jak wspominasz pracę z nim na planie? Jakim był człowiekiem?
Yachu był z nami od początku istnienia zespołu, od „Midnight Flowers”. Razem z Magda Kunicką byli świetnym teamem trójmiejskim i naszymi opiekunami. To byli bardzo ważni ludzie, którzy pojawili się na naszej drodze. Wiele im zawdzięczamy, trudno to ująć w kilku zdaniach.

Jak porównałbyś publiczność z lat 90-tych do tej obecnej? Wtedy nie było nieograniczonego dostępu do muzyki, Internetu, mp3, trzeba było "polować" na ulubione piosenki, aby je usłyszeć w radio, przegrywać kasety od znajomych. Czy dzisiejsi młodzi ludzie nie są trochę rozleniwieni tym, że każdy utwór mogą w dowolnej chwili posłuchać w Internecie?
Myśmy też byli inni w innych czasach. Trudniej było wejść w ten muzyczny świat. Nie było Internetu, więc i dostęp do muzyki był trudniejszy. Żeby coś wydać, trzeba było sporo pracy i talentu. Teraz prawie każdy, kto chce, może coś w świat wypuścić i nawet nie musi być muzykiem i się na tym znać. Wystarczy dobry program. Publiczność miała mniejszy wybór, ale była wymagająca i… wierna. Teraz natłok różnej muzyki tworzy odbiorcę mniej wymagającego i tylko „na chwilę”, gubiącego się w tej papce muzycznej. Kiedyś na koncertach częściej pojawiali się ludzie, którzy wiedzieli, na co idą. Teraz duże, darmowe spędy koncertowe przyciągają często ludzi przypadkowych. Przychodzą, bo coś się dzieje, coś gra, coś można zjeść i może fajerwerki zobaczyć… Mnie osobiście muzyka lat 90-tych szalenie inspirowała i do tej pory inspiruje! To był mega płodny czas dla wielu. Dzisiaj muzyka jest na wyciagnięcie ręki. Już się jej tak nie celebruje. Koncertów za dużo, płyt za dużo, spotifaje i tok szoły zabiły głoda. Jak wszyscy są najedzeni, to każde kolejne danie już jakoś nie smakuje, co nie…?

Lata 90-te to czas Waszej największej popularności. Jak wspominasz tamte czasy?
To czasy naszej młodości - mieliśmy po dwadzieścia parę lat i cały świat się do nas uśmiechał! Wtedy graliśmy dużo i dużo różnej muzyki powstawało. Ludzie zobaczyli kolory. W polskiej muzyce zaczęło pojawiać się sporo fantastycznych dźwięków. Radia i telewizje były otwarte na muzykę, tą rodzimą muzykę… Dzisiaj nie ma już tylu ambitnych programów muzycznych, gdzie pojawiają się jakiekolwiek informacje na temat prezentowanej muzyki. Wszystko poszło do neta, do wielkiego śmietnika. Szukaj sobie sam brachu! (śmiech). W radiu polska muzyka? No może po północy!

Zaśpiewałeś na płycie "Tribute to ks. Twardowski", i to w czasach, gdy kwestie wiary i religii są traktowane jako raczej wstydliwe. Co odnajdujesz w poezji księdza Twardowskiego? Myślę, że dzięki tej płycie wielu nastoletnich fanów mogło dowiedzieć się o Jego twórczości...
Bez jaj! To nie kwestia wiary czy religii. Twardowski to autor ponad… religijny. Jego teksty są uniwersalne. Z miłą chęcią zgodziłem się na otrzymaną propozycję. Udział w tym brał też Bogdan Loebl, tym bardziej mogłem tylko podziękować, za możliwość „dania głosu” w takim projekcie.

Nie mogę Cię nie zapytać o koty - z tego, co wiem masz sporą gromadkę i wszystkie mają ludzkie imiona. Część z nich to sfinksy, które chyba są dość trudne, jeśli chodzi o opiekę... Skąd pomysł na hodowlę właśnie tej tak wymagającej rasy?
Koty są cudowne! Jak większość zwierząt mówią i czują po swojemu i ten ich świat nas oczarował. Są urocze, mądre i wrażliwe. Ciepło i oddanie, jakie mam od nich, to cudowny dar. Ich specyficzny wygląd to najmniej istotna kwestia. Kiedyś nawet mi się czysto fizycznie nie podobały. Przekonały mnie ich niezwykłe charaktery. Dzisiaj oczywiście ich nagie pomarszczone pyszczki kompletnie mnie rozczulają. Nigdy wcześniej nie miałem kotów, tylko pieski. Nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać… Teraz jestem kociarzem pełną gębą! Zaczęliśmy od Devon Rexsa, ukochanego pierwszego burasa. Dołączyło do niego… siedem sfinksów!

Jesteś również znawcą win. Czyżby Marek Kondrat miał w Tobie konkurencję?
Do znawcy win to mi daleko (śmiech). Lubię dobre wina. Od jakiegoś czasu pomagam pewnym ludziom przy winach i powoli dopiero się uczę. Robota jak każda.

Jakiej muzyki słuchasz prywatnie? Pamiętam wywiad z Tobą z roku 1997, wtedy wśród ulubionych zespołów wymieniłeś INXS…
Razem z synem bawimy się w zbieractwo płyt winylowych. Przez nasz dom przewija się bardzo różna muza. Jest rock, punk, blues, pop, soul, jazz. Wszystko to co wspólnie lubimy. Trochę grzebiemy i eksperymentujemy w „starociach”. To dobra szkoła dla mojego syna, ale i dla mnie spora przyjemność. Z nowych, fajnych płyt poleciłbym choćby ostatnie dzieła The Waterboys, Jacka White'a czy The Cult. Na zawsze Soundgarden,The Jesus and Mary Chain, B.R.M.C, Kasabian i wiele innych.

A jakie są Twoje zainteresowania pozamuzyczne?
Piłka, ta kopana. Gram od 20 lat w RAP i to jest super przygoda. Lubię zarówno oglądać jak i grać. Poza tym świetnie się bawimy w swoim gronie i to jest najcenniejsze.

Dziękuję Ci za rozmowę!
Dziękuję!

*

korekta: Mateusz M. Godoń

Komentarze: