Bartas: "Chcemy pokazać ludziom, że poezja nie musi się kojarzyć z typowym, pompatycznym obrazem i że muzyka nie zna granic!"

Bartas: "Chcemy pokazać ludziom, że poezja nie musi się kojarzyć z typowym, pompatycznym obrazem i że muzyka nie zna granic!"

Zapraszamy do lektury naszego wywiadu tygodnia! Tym razem naszym rozmówcą był Bartas Szymoniak  – w przeszłości finalista "Idola" i wokalista grupy Sztywny Pal Azji, który niedawno zaprezentował swój drugi solowy album, "Alarm".

Rozmowę przeprowadzili Paweł Kulpa i Przemek Kokot.

Spotykamy się tuż po wydaniu Twojej nowej płyty zatytułowanej "Alarm", powiedz nam co to za album, skąd pomysł na jego myśl przewodnią   wiersze poetów pokolenia Kolumbów?

Wszystko zaczeło się właśnie od „Alarmu”. Usiadłem pewnego dnia i przypadkiem trafiłem na wiersz Antoniego Słonimskiego. Przypomniałem sobie czasy podstawówki i zdałem sprawę, czym ten tekst był dla mnie wówczas, a jak odbieram go teraz. Można powiedzieć, że odkryłem tą poezję na nowo. Praktycznie natychmiast w mojej głowie pojawił się rytm i melodia do "Alarmu". Chwilę póżniej wiedziałem już, że muszę nagrać całą taką płytę.

Skąd pomysł nagrania płyty w klimacie beatrocka?

Tak naprawdę dzwiękonaśladownictwo towarzyszy mi od zawsze. Już jako mały chłopiec, zamiast używania discmana lubiłem sobie grać melodię ulubionych utworów własną "paszczą". Naśladowałem też np. sygnał karetki. O tym najlepiej opowiedzieliby moi koledzy z tamtych lat… Z racji tego,że jedynym "żywym" instrumentem na jakim umiałem wówczas grać były skrzypce, a nie są one wdzięcznym narzędziem do komponowania, pierwsze melodie tworzyłem własnym aparatem mowy. Kiedy póżniej pokazałem tę umiejętność w programie „Idol”, beatbox był jeszcze kompletną egzotyką nie tyko w Polsce ale i na świecie. Już wtedy wiedziałem , że stworzę kiedyś taką właśnie płytę. Nie sądziłem jednak ,że będę z tym czekać tak długo….. Zawsze też  powtarzam – nie jestem typowym beatboxerem.  Nigdy nie brałem udziału w bitwach freestyle itp. Za pomocą dźwięków które wykonuję buzią, tworzę całą kompozycję do której śpiewam tekst.  Sam beatbox to przede wszystkim technika kojarząca się z hip-hopem. Ja poszedłem krok dalej. Potraktowałem tę umiejętność jako podstawę do tworzenia całych utworów. Kiedy po „Idolu” trafiłem na kilka lat do zespołu Sztywny Pal Azji, przyznam, że trochę się rozleniwiłem i z wygody zaprzestałem „beatowania”. Na 8 lat zostałem typowym, rockowym wokalistą i było mi z tym po prostu wygodnie. Kiedy kilka lat temu zobaczyłem jeden z utworów Dub Fx, olśniło mnie. Zdałem sobie sprawę, że przecież robię to samo, do tego przecież piszę teksty i nieżle radzę sobie z komponowaniem. Postanowiłem to wszystko połączyć w całość. Odkurzyłem mój looper, który leżał sobie gdzieś w koncie i zacząłem zapętlać kolejne partie mojego głosu. Do tego poprosiłem Michała Parzymięso, mojego przyjaciela, świetnego instrumentalistę i wokalistę, żeby ubarwił całość gitarowo. Moja dziewczyna słysząc demo pierwszych kompozycji stwierdziła, że to co robimy to cos więcej niż beatbox, rzuciła – nazwij to beatrockiem i tak pozostało. Postanowiłem opatentować ten zwrot. W tej chwili jestem jedyną uprawnioną osobą do posługiwania się tym terminem.

Słuchając Twojego najnowszego albumu czuć niesamowite wczuwanie się w wyśpiewywane przez Ciebie teksty. Rozumiem, że musisz się interesować tematyką jaką poruszają wiersze pokolenia Kolumbów i są one Tobie bardzo bliskie?

Tak naprawdę pomysł z wierszami Kolumbów był zupełnie przypadkowy. Wróciłem do tej poezji po latach i czytając ją od razu miałem w głowie gotowy zarys kompozycji. To chyba właśnie ten niesamowity pokład emocji w tych słowach spowodował ,że moja muzyka do tych tekstów narodziła się tak szybko. Poza tym, ja bardzo lubię śpiewać słowa z prawdziwym przekazem. Traktujemy z Michałem te płytę jako pewnego rodzaju misję. Chcemy pokazać ludziom, że poezja nie musi się kojarzyć z typowym, pompatycznym obrazem i że muzyka nie zna granic! Jestem naprawdę szczęśliwy, widząc na naszych koncertach ludzi w różnym wieku. Dowiaduję się też ostatnio że nauczyciele w szkołach zamiast typowej nauki wierszy prezentują nasz „Alarm”. Ostatnio na koncercie w Krakowie usłyszałem od właścicielki klubu, że jej syn – 10-letni Franek, zamiast recytować wiersz, zaśpiewał nauczycielowi „Alarm”. To dla mnie najcenniejsze.

Marek Sierocki powiedział: "Myślałem, że połączenie beatroc'a z takim tekstem jest niemożliwe, tymczasem Ty sprawiasz, że żyje na nowo". Ważniejsza jest dla Ciebie opinia krytyków czy publiczności przychodzącej na Twoje koncerty.

To bardzo miłe usłyszeć z ust takiej osobistości jak Marek Sierocki, takie słowa! Publiczność jest bardzo ważna, bo ona kupuje płyty i przychodzi na koncerty. Bez niej Artysta nie istnieje. Jednakże dobre opinie krytyków na pewno dodają więcej pewności i wiary w to co się robi. Dobrze jeśli to współgra.

1 września miała miejsce premiera Twojego singla "Alarm". Przypadek?

W związku z tym, że tekst do „Alarmu” to wiersz Antoniego Słonimskiego z 1940 roku, obrazujący wybuch wojny, postanowiłem zrobić premierę właśnie tego dnia. Do utworu powstał klip, poprzez który słowa poety przenosimy w dzisiejszą skomplikowaną rzeczywistość, pełną napięć i niepokoju. Chcemy w ten sposób zmusić ludzi do refleksji i zastanowienia.

W teledysk do utworu "Portret" wystąpili mieszkańcy miasta Raszkowa. Skąd taki pomysł?

W Raszkowie jakiś czas temu zagraliśmy koncert. Burmistrz tego miasteczka – Pan Jacek Bartczak, okazał się być bardzo wrażliwym na sztukę człowiekiem, spodobało mu się to co robimy i zaproponował nam współpracę. Początkowo była mowa o 6-sekundowej przebitce z Raszkowem w tle do najnowszego klipu. Z reżyserem Bartkiem Piotrowskim doszliśmy jednak do wniosku, że skoro już jedziemy do Raszkowa to zrobimy coś więcej. Bartek zaproponował coś na zasadzie dokumentu. Daliśmy mieszkańcom do czytania wiersz Gajcego. Wszyscy z ogromnym entuzjazmem zaczęli czytać „Portret” i klip tak naprawdę wyreżyserował się sam…

Ciekawi mnie to bardzo… osoba taka jak Ty – tworząca nową muzyczną rzeczywistość  –  z pewnością czerpie również z muzycznych źródeł. Jakie są Twoje główne inspiracje?

Inspiruję się wszystkim co usłyszę. Dosłownie. Do artystów, którzy swoją twórczością wpłynęli na kompozycje do „Alarmu”, należą między innymi Pale, Trentemoller, Moderat, Talking Heads, Cigarettes After Sex czy nawet Michael Jackson. Myślę też, że dzwięki, które tworzę narządem mowy, są na tyle oryginalne już same w sobie, bo moje, i w jakiś sposób odróżniają się od klasycznych form muzyki rozrywkowej. To ogromny plus tworzenia kompozycji w ten właśnie sposób. Czuję, że powoli z Michałem wyrabiamy swój własny styl.

Jaka muzyka Cię ukształtowała, a jaka obecnie odgrywa w Twoim życiu najważniejszą rolę?

Kiedyś sporo słuchałem Bloc Party, Dawida Bowiego, Michaela Jacksona, Prince'a, Led Zeppelin. Z polskich ogromny wpływ wywarła na mnie postać Ryszarda Riedla, Czesława Niemena, grupy Kult i Republika. Swego czasu sporo też słuchałem Nigela Kennedy'ego. Dzisiaj dzięki sieci internetowej codziennie możemy słuchać setek nowych rzeczy więc trudno napisać mi tutaj wszystkich, ale na pewno są to te zespoły, które wymieniłem we wcześniejszej odpowiedzi. Dodałbym jeszcze ostatnią płytę Red Hot Chili Peppers. Uważam, że jest świetna. Koniecznie muszę się wybrać na koncert.

12 lat temu miałeś okazję uczestniczyć w programie "Idol". Jak duże piętno na Twojej muzycznej karierze odcisnął występ w tym talent show i czy w jakiś sposób pomógł Ci w zdobywaniu kolejnych strzebli?

„Idol” to była piękna przygoda. Mój pierwszy, poważny styk ze sceną. Pamiętam ogromny szał jaki towarzyszył tej produkcji. To był pierwszy tego typu program. W finale mieszkaliśmy przez 2 miesiące razem z wszystkimi uczestnikami w jednym hotelu. Mnóstwo wspomnień. Na koniec wszyscy razem pojechaliśmy na 3 dniowy wypad na Mazury. W ”Idolu” zaprzyjaźniłem się ze Sławkiem Uniatowskim, Piotrkiem Lato i Niną Cieślińską. Od tego czasu spotykamy się regularnie. Dzieki „Idolowi” trafiłem też do Sztywnego Pala Azji. Bardzo sobie cenię postać nieżyjącego już Roberta Leszczyńskiego, który bardzo mi pomagał i wspierał. Zapewne gdyby nie ten program, moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej.

Przez ładnych kilka lat miałeś okazję współpracować jako wokalista z zespołem Sztywny Pal Azji. Bez wątpienia to jedna z ikon polskiej sceny rockowej. Jak to się stało, że stałeś się członkiem tego zespołu i jakie są Twoje odczucia po 7 latach wspólnego grania?

Do Sztywnego Pala Azji trafiłem właśnie przez „Idola”. Ówczesnemu managerowi grupy, Rysiowi Wojciulowi, polecił mnie Piotruś Lato. Pojechałem na przesłuchania które miały miejsce na Tarchominie. Pamiętam jak dziś słowa Pawła Nazimka – basisty grupy T.Love, który wcześniej grał w Sztywnym Palu Azji. Zapytał się mnie, co robię na co dzień. Odpowiedziałem, że właśnie zaczałem studia na wydziale Jazzu w Katowicach.  Reakcja była taka: wszyscy machnęli ręką, a Paweł powiedział: "no to trzeba Cię będzie nauczyć muzyki chłopie – rock’n’rolla". Zapamiętałem sobie te słowa na całe życie. Coś w tym było – świetnie wspominam katowicką jazzówkę. Miałem znakomitych profesorów, no i tam poznałem się z moim póżniejszym przyjacielem – Skubasem. Natomiast rock’n’roll to zupełnie inna bajka. Gdyby nie 8-letni angaż w Szpalu na pewno byłbym mniej świadomym muzykiem. Bardzo sobie cenię ten okres. Piękny czas. Zagraliśmy wspólnie prawie 700 koncertów. Ze Szpalem po raz pierwszy odwiedziłem Stany Zjednoczone. Na początku jednak nie było kolorowo. Pierwzy okres 3 lat po reaktywacji grupy był delikatnie mówiąc mizerny. Nasza pierwsza trasa koncertowa składająca się z 20 koncertów zebrała łącznie kilkudziesięcioosobową publiczność…Pamiętam koncerty, kiedy graliśmy dla 3 osób… Dla mnie jednak były to wyjątkowe chwile i nauczyły mnie pokory i pracy. Ostatnie lata były już znakomite. Zespołowi udało się przypomnieć szerszej publiczności, za mojej kadencji tez "Wieża..." po raz pierwszy wskoczyła na szczyt Polskiego Topu Wszczechczasów Radiowej Trójki. Po tym sukcesie stary skład postanowił się zejść, a ja stwierdziłem, że najwyższy czas zacząć robić swoje.

Jesteś artystą niekonwencjonalnym   odrywasz się od plastikowej bieganiny za komercyjnym graniem. Byłeś w stanie połączyć beatbox z muzyką rockową, a także tak ambitnymi wierszami. Uczyniłeś faktem coś co wydaje się być nierealne. Skąd czerpiesz na to wszystko pomysły? A może po prostu to drzemie w Tobie, a Ty jedynie do uzewnętrzniasz i przekazujesz nam – fanom?

Tak jak pisałem wcześniej, od zawsze wiedziałem, że nagram taką właśnie płytę. Ale że dołączę do tego wiersze – to był zupełny przypadek. Wierzę w przeznaczenie. Tak właśnie musiało być. Myślę, że to jest początek. Mam już w głowie pomysły na kolejną płytę.

Jakie są Twoje najbliższe plany, poza trwającą trasą koncertową?

Tak zwariowanego okresu jak ostatnio jeszcze nie miałem. Zdażyło nam się z Michałem grać nawet 3 koncerty dziennie. Sporo też zaczęliśmy pokazywać się w mediach. W kwietniu chcemy zrobić chwilę przerwy i potem zaczynamy plenery.

Przyznam, że od dawna brakowało mi takich płyt jak „Alarm”. Dziękuję w imieniu swoim, jak i wielu fanów.  Powiedz, czego mogę Ci życzyć na najbliższe tygodnie, miesiące?

Bardzo się cieszę, że tak odbierasz „Alarm”! Czego nam życzyć? Wytrwałości i kolejnych koncertów ;)

Komentarze: