Robert "Litza" Friedrich: "Skandale nie są potrzebne, chyba, że się nie ma nic do powiedzenia"

Robert "Litza" Friedrich: "Skandale nie są potrzebne, chyba, że się nie ma nic do powiedzenia"

Chociaż zespół Luxtorpeda istnieje dopiero od kilku lat, to już zdążył wyrobić sobie solidną markę na polskiej scenie rockowej i zyskać spore grono wiernych fanów. Przy okazji niedawnej premiery najnowszego albumu grupy, zatytułowanego "MYWASWYNAS", wywiadu specjalnie dla naszego portalu udzielił lider Luxtorpedy - Robert "Litza" Friedrich. Rozmowę przeprowadzili dziennikarze wyspa.fm - Oliwia Cichocka i Mateusz Godoń.

Oliwia: Niedawno, bo na początku kwietnia, światło dzienne ujrzała Wasza czwarta płyta "MYWASWYNAS", co nastąpiło niemal równo 5 lat od premiery waszego debiutanckiego krążka, "Luxtorpeda". Co się zmieniło w Waszym życiu w okresie między wydaniem tych dwóch płyt?

Litza: Bardzo dużo się zmieniło, bo zaczynaliśmy jako zespół słabo rokujący - bardziej chodziło nam o to, żeby sobie po prostu pograć, niż żeby robić jakąś zawrotną karierę. Zresztą, pierwsze koncerty nas utwierdzały w poczuciu, że to co robimy jest niszowe i przeznaczone tylko dla tych, którzy w dzisiejszych czasach mają czas, by się zatrzymać i posłuchać tego, co chcemy przekazać w naszych piosenkach. Nie jest to ani odkrywcza muzyka, ani teksty łatwe i przyjemne - ale myśleliśmy, że jeśli chociaż parę osób tego posłucha - to będzie fajnie! A zaraz potem powstało Luxforum, czyli grupa ludzi, która nas otoczyła nas pomocą i dała nam pewność siebie. I tak właśnie zaczęliśmy grać. Bardzo szybko się okazało, że te 9 utworów, które były na pierwszej płycie, to jednak za mało, żeby grać na koncertach. Robiliśmy wtedy prawdziwe bisy, polegające na tym, że graliśmy jeszcze raz to samo (śmiech). Zaczęliśmy więc wtedy szybko pracować nad drugą płytą - dlatego „Robaki” wyszły rok po debiucie, bo chcieliśmy mieć na tyle duży repertuar, żeby grać pełne koncerty. A w międzyczasie spotkało nas wiele cudów, takich jak to, że się załapaliśmy na Jarocin, i to w momencie, kiedy nawet nie mogliśmy grać jako support supportów! Zgłosiłem wtedy w imieniu zespołu chęć, że wskoczymy w każdą możliwą lukę, gdyby coś wypadło z line-upu. Oczywiście, organizatorzy mówili, że to jest niemożliwe - ale jednak okazało się możliwe, bo z jakiegoś powodu nie mogła przyjechać pewna popularna kapela i my wskoczyliśmy na ich miejsce. To było trochę trudne zadanie, no bo wiesz… ludzie przyjeżdżają, płacą za bilet, żeby zobaczyć jakiś zespół, a tu nie ma tego zespołu - tylko wychodzi Litza z jakimiś ludźmi i nie wiadomo o co chodzi! Ale to było fajne, bo my lubimy startować z pozycji przegranych i pokazać, że mamy jednak coś do powiedzenia. Skończyło się to bardzo dobrze, bo publiczność zaczęła się domagać bisu. Ten Jarocin nam pokazał, że możemy ludzi przekonać tym, co robimy na żywo! I tak mógłbym opowiedzieć całą historię Luxtorpedy, ale pewnie macie też inne pytania (śmiech).

Mateusz: A swoją drogą - nigdy nie baliście się, że ktoś Wam zarzuci takie trochę "taśmowe" tempo wydawania albumów? W końcu cztery płyty na przestrzeni pięciu lat, to dość sporo...

L: Spójrz, między "Burakami" a nową płytą są dwa lata. Myśmy grali utwory z "Buraków" już na drugim Luxfeście, a w międzyczasie były jeszcze dwa. Więc ja naprawdę, kiedy mam znowu grać „Nieobecny Nieznajomy”, „Pusta studnia” czy „Mambałaga” to już powoli tracę entuzjazm, bo dla mnie to jest stare. To już wolę „Autystycznego” bo on mi się kojarzy z tym, że to już prehistoria. Gdybyśmy grali 30 koncertów rocznie to bym się zgodził, że dwie płyty wystarczą. Ale my zagraliśmy już prawie 400 koncertów i też chcemy się dobrze bawić na koncercie. I nasi słuchacze też potrafią powiedzieć: „Znowu to samo”. Wczoraj nawet popatrzyłem na setlistę i już wiedziałem czego nie grać i zmieniliśmy całą setlistę, żeby Ci co przyjdą się nie nudzili.

O: Każdy z Was miał za sobą już jakąś muzyczną przeszłość - Ty sam chociażby grałeś między innymi w Acid Drinkers czy Flapjacku. Gdzie był ten punkt, w którym spotkała się cała Luxtorpeda w obecnym składzie?

L: Odpowiadając na pierwszą część twojego pytania: dla mnie przede wszystkim muzyka jest zawsze przyszłością. Nie patrzę tylko na swój dorobek, myślami zawsze wybiegam do przodu. To prawda, że niedawno wyszła płyta „MYWASWYNAS”, ale ja już myślę o nowych projektach. A co do drugiej części pytania: całkiem fajnie się spotkaliśmy, bo Drężmak i Kmieta grali ze mną w zespole 2Tm2,3 - Drężmak gra też cały czas w Arce ze mną. Wszyscy słuchamy rocka, nasze gusty muzyczne były całkiem podobne, nawet jeśli niekiedy się rozbiegaliśmy, bo Robert (Drężmak - przyp. red.) skręca w stronę oldschoolowego gitarowego grania w stylu Claptona czy Steve Ray Vaughana, a ja z kolei skręcam w punkową stronę - ku kapelom, których Robert raczej nie słucha. Dla mnie fajne jest też to, że mogłem zacząć grać z Krzyżykiem, którego poznałem jako 15-latka na koncercie w Pile. Graliśmy tam pewnego razu z Acid Drinkers, a przed nami wystąpił Krzyżyk ze swoim ówczesnym zespołem. I jak widziałem, jak gra, to pomyślałem sobie, że fajnie by było kiedyś zagrać razem. Minęło 15 lat, widywałem go jeszcze w tamtym czasie w Poznaniu jak sprzedawał telefony w salonie jednej z sieci komórkowych i było mi strasznie szkoda, że taki dobry perkusista się marnuje. I kiedy myślałem o tym projekcie, o projekcie Luxtorpedy, to Krzyżyk tu idealnie pasował. On był wcześniej przeze mnie polecony do Armii, Tomek Budzyński bardzo się ucieszył, że trafił na takiego bębniarza. No ale potem, jak już Luxtopeda na dobre zaczęła się rozkręcać, to Krzyżyk zdecydował się grać tylko z nami. A Hans to już w ogóle jest jak kciuk w ręce - niby taki piąty, z boku, a jednak gdyby nie on, to cała ręka nie funkcjonowałaby dobrze.

M: Hans wywodzi się z trochę innego, niż reszta zespołu, muzycznego środowiska. Jak udało Wam się nawiązać taką muzyczną współpracę i wpleść doświadczenie Hansa w twórczość Luxtorpedy?

L: To co robię z Luxtorpedą de facto robiłem już dużo wcześniej, bo rapcore to muzyka, która mnie bardzo interesuje. Ta cała nowojorska scena hardcore'owa, tam gdzie są bardziej growlingowe wokale tak jak Madball czy Pro-Pain, to są takie kapele gdzie było mało rapu, a więcej krzyku. Natomiast ja jestem wielkim fanem brytyjskiej grupy Senser, tam jest właśnie to rapcore'owe brzmienie, które robiliśmy też z KNŻ czy z Flapjackiem. Zresztą, nawet w Acid Drinkers, na płycie „Are You A Rebel?” w pierwszym kawałku Titus nie śpiewa jak Halford, tylko bardziej jak Jello Biafra. To jest takie rapowe dosyć, ja zawsze uwielbiałem taką estetykę. Jedyną zmianą było to, że… nie, właściwie nie ma zmian. Gramy w kółko to samo (śmiech). Tak mi się wydaje. Tylko w Turbo grałem z normalnym wokalistą - Grzegorzem Kupczykiem, który naprawdę świetnie śpiewa, a poza tym to występowałem z takimi bardziej raperami. A Hansa spotkałem zupełnie przypadkowo.

O: Opowiesz nam o tym?

L: Nagrywałem w studio jako realizator zespół EneDueRabe i oni powiedzieli, że chcą jeszcze na jeden dzień wynająć studio, żeby jeszcze coś nagrać. Ja mówię: dobra, to przyjdźcie. Nagrywamy utwór i przychodzą chłopaki, w takich czapeczkach, tacy grzeczni, „dzień dobry-dzień dobry, Przemek-Robert”, i tak dalej normalnie sobie gadamy, nic nadzwyczajnego. Ale kiedy zaczęli nagrywać wokale, to ja wymiękłem. Pomyślałem: „kurcze, ten koleś ma fajne flow. Powinien coś z tym robić”. Wtedy moja córka przyszła z kawą i powiedziała: „O! Hans z Pięć Dwa! Co ty tu robisz?”. To ja na to: „Ty jesteś Hans?”. Wiesz, ja pamiętam teledyski do "To my Polacy" albo "Konfrontacje". Paradoksalnie, słucham chyba więcej rapu niż Hans. Zresztą Pięć Dwa zawsze było outsiderem, jeśli chodzi o scenę hip-hopową. Tamtego dnia postanowiłem zaproponować Hansowi, by nagrał z nami jeden utwór, "Za wolność". A kiedy już to zrobił, to po prostu wymiękłem. Mówię: "kurde, jakby tak cały czas było, że on by tak rapował, a ja bym się darł raz po raz - to by było fajnie!". No i moja żona przekonała mnie, żebym mu to zaproponował. Zapytałem, a Hans - jak to Hans mówi: „No dobra, zobaczę.” I tak z dnia na dzień wysyłał mi kolejne utwory, które nagrywał u siebie w studio. Były to tak świetne rzeczy, że od razu wiedziałem, że jakby zgodził się zostać z nami na stałe, to będzie z tego coś naprawdę super. Zgodził się i jest!

M: Czyli można powiedzieć, że coś tak dobrego wyszło tak trochę z przypadku.

L: Można powiedzieć, że z przypadku, chociaż ja w przypadki nie wierzę.

O: Gracie cały czas w niezmienionym składzie. Rzadko, w porównaniu do innych zespołów, zapraszacie także gości na płytę. Czy Luxtorpeda to rzeczywiście taka „jedna, silna lina”?

L: Cały czas w legendarnym składzie (śmiech). Ale myślę, że tak. Że muzyka to tylko "kropka nad i" tego naszego bycia razem. Dziś mamy w ogóle taki dzień integracyjny - Hans musiał wprawdzie wracać do dziecka, ale z pozostałymi śpimy w hotelu i spędzamy razem fajnie czas. Pod wieloma względami jesteśmy sobie nawzajem potrzebni.

O: Wracając do tematu nowej płyty (nie, nie zapytam jak wszyscy o utwór „Jak husaria”!), chcę zapytać o utwór „Siódme”. Skąd pomysł na piosenkę opartą o dekalog? To są dość proste hasła, a Wy postanowiliście je rozwinąć…

L: Wiesz, jak świat stary, tak dekalog zawsze był przedmiotem różnych interpretacji. Natomiast myśmy w ogóle o tym nie myśleli, mamy swoje tematy. Ale jak wróciliśmy ze studia po nagraniu materiału na nową płytę, to posłuchałem tego, co już mieliśmy gotowe i stwierdziłem, że jest tak trochę… ciężko. A już po EPce chcieliśmy dać trochę ludziom pożyć, żeby też oprócz ciężkich tematów, dać coś, co finalnie jest jakąś nadzieją. Brakowało mi też muzycznie czegoś lżejszego. No i okazja się nadarzyła, bo Marcin Pospieszalski, który jest producentem płyty pod tytułem „Dekalog”, zaprosił nas do współpracy. On teraz pracuje nad tym projektem w Custom34 - są zapraszani goście z całego świata i każdy z nich jest odpowiedzialny za jedno przykazanie. Nam się trafiło „Nie kradnij”. Stwierdziłem, że to super, bo jest to okazja, żeby dla nich coś nagrać, a jednocześnie nagraliśmy i upubliczniliśmy utwór „Silnalina” - wtedy to było tylko instrumentalne nagranie, nawet nie wiedzieliśmy wtedy jeszcze, co z tego finalnie wyjdzie - ale fajnie nam się to grało, bo było to przyjemniejsze w słuchaniu niż to nasze granie na płycie. No i kiedy pojechaliśmy do Custom34 nagrać tą naszą jedną, nową piosenkę, to okazało się, że to „Siódme” też nam bardzo pasuje, bo trochę rozluźnia klimat tej naszej ciężkiej płyty. Tak jak w życiu są różne smutki i jest zaduma, to też jest trochę wygłupów i radości. Utwór „Siódme” pojawi się na tym „Dekalogu”, ale jednocześnie pojawił się też na naszej płycie. A Wam pierwszym mogę powiedzieć, że pojawi się wersja angielska tego utworu - ale Hans stwierdził, że nie będzie się wygłupiał i odstąpił zaśpiewanie swojej partii komuś innemu.

M: I tego, kto to będzie, już pewnie nam nie możesz powiedzieć?

L: Powiem Wam. To jest wokalista zespołu Dynamind czyli Hau. Hau śpiewał czasem we Flapjacku, za mojej bytności i teraz, na nowej płycie też śpiewał. Bardzo się lubimy. W każdym razie jak nagramy nową wersję, to na pewno ją udostępnimy.

M: A jeśli chodzi o tytulaturę, o tą warstwę graficzno-zapisową - skąd pomysł na łączone tytuły, takie wyrazy zbite w jedno?

L: Cała myśl płyty jest o jedności. Łącznie z tym, żeby nie używać spacji. Więc jest „Mazanic” pisane razem, jest „Silnalina” pisane razem, „MYWASWYNAS” pisane razem, nawet okładka składa się z dwóch elementów: jeśli jest każdy z osobna, to nie do końca wiadomo, o co chodzi, ale razem tworzą tło i pierwszy plan. Naokoło jest teraz tyle podziałów, że stwierdziliśmy, iż to, co nam w duszy gra, i to co chcielibyśmy usłyszeć to: jedność, która buduje i tworzy taką moc.

O: Nawiązując do utworu „Mazanic”, który mówi, że pieniądz w życiu nie do końca jest najważniejszy: pamiętam sytuację, kiedy Ty sam na Facebooku pokazałeś swoje oburzenie ceną płyty „Buraki” w pewnym popularnym sklepie. Czy Luxtorpeda faktycznie aż tak dba o fanów, że potraficie zbojkotować ceny własnych płyt w sieciówkach?

L: To znaczy tak… „Mazanic” jest pochwałą dziecięctwa, takiej wolności, jakiej może doświadczać tylko dziecko - które jest wolne na przykład od trosk finansowych. Bo ono ma za nic te układy, tą politykę, to wszystko. Dziecko wie, że jest matka, jest ojciec i jeśli wszystko jest tak, jak należy, to czuje się bezpieczne i kochane - i oby to zostało jak najdłużej! Ja dzisiaj już jako dziadek piątki wnuków, też czuję się wolny. Wiadomo, że jestem naiwny i czasami łatwo mnie oszukać, bo jestem ufny - ale generalnie jest mi dobrze z tym naiwniactwem. To jest pewien rodzaj wolności od kasy, od afektów, od opinii, od różnych rzeczy. A jeżeli chodzi o Empik - to szlag mnie trafił, jak zobaczyłem jak droga jest nasza płyta. Bo ja wiem, za ile my ją sprzedajemy do dystrybucji. Ja napisałem, że nie mam nic przeciwko Empikowi - tylko, że nie polecamy tej marży. Wywołało to skandal. Nie podobało im się to, że coś takiego zrobiliśmy. Ale jak wiecie, nasza nowa płyta jest tam, i jest jakieś 10-15 złotych tańsza, niż były „Buraki” - więc ta cała akcja jednak miała sens. W każdym razie, ja się po prostu wtedy zdenerwowałem, bo nie dość, że musiałem tyle zapłacić za własną płytę, to jeszcze facet przy kasie mi powiedział, że to jest dwupłytowy album i on wie lepiej niż ja (śmiech). Ale ja nie planowałem tego, że to będzie miało aż taki wydźwięk, bo czasami wrzucamy jakąś informację na Facebooka, to ma 50 lajków, dwa komentarze i... już. A tu nagle patrzę, a ten post ma 2 miliony wyświetleń i jest mnóstwo komentarzy, gdzie ludzie powylewali przy okazji swoje inne bóle.

M: W ogóle mam wrażenie, że właśnie dzięki temu, jak piszecie swoje utwory - nie uciekając od poruszania nawet najtrudniejszych, osobistych tematów - więź między Wami a Waszymi słuchaczami jest silniejsza, niż w przypadku innych zespołów?

L: Wiesz co, tak jak Hans napisał w opisie płyty, która poszła jako notka medialna - bo chcieliśmy, żeby to od nas poszło, a nie pisane przez kogoś z zewnątrz - Hans napisał na końcu tego wywodu, że chcemy, by ta cała płyta została odebrana tak, jakby była robiona "dla Ciebie", bo dla nas właśnie każda jedna osoba jest ważna. Bo tak ja przeżywam jakieś emocje - cierpienia, troski, radości - to przeżywam to osobiście. I te nasze płyty są właśnie osobiste, przez co mogą się wydawać czasem ciężkostrawne i trudne - więc staram się na koncertach tak układać setlistę, żeby w momencie jak widzę, że już się robi trochę za ciężko, to zagrać "Siódme" czy jakąś "Mambałagę" i trochę tego powietrza spuścić. Ale my chcemy śpiewać o takich trudnych rzeczach, bo to nas inspiruje, żeby przejechać 600 kilometrów do takiego Białegostoku i sobie z ludźmi razem pośpiewać, wykrzyczeć te emocje.

O: To jeszcze pytanie o Waszą wytwórnię Stage Diving Club…

L: To jest firma, która funkcjonuje od 24 lat, zaczynała od singla Acid Drinkers, potem wydawała Arkę Noego. To jest po prostu firma jednoosobowa. Czyli ja (śmiech).

O: I właśnie a'propos wytwórni, bo wiadomo, że Luxtorpeda także wydaje płyty pod szyldem Stage Diving Club - nie masz wrażenia, że zakładając S.D.C., zagwarantowałeś sobie niezależność? Że dzięki temu nikt Ci nie będzie mówił, jak będą wyglądać Wasze płyty?

L: Ja to już odkryłem wiele lat temu, kiedy widziałem, że dobrze mi się współpracowało z firmami, które wydawały płyty, bo mieliśmy prosty układ - ja chcę grać, oni chcą zarabiać. I oni zarabiali, a ja sobie grałem. Ale w pewnym momencie, kiedy kolejne dzieci się rodzą, kiedy już nie potrzeba jednego chleba, ale cztery chleby na poranne śniadanie, to ojciec oprócz swojego hobby i pasji musi pomyśleć też o tym, żeby dzieci nie były głodne. I postanowiłem, że teraz koniec leniuchowania: założę swoją własną firmę i sam będę to wydawał. I to był dobry pomysł. Bo jak wiecie, pomogło nam to bardzo z pierwszą płytą Arki Noego, gdzie nikt jej nie chciał wydać, a my sami wydając tą płytę sprzedaliśmy ponad 1,5 miliona płyt. I tak naprawdę, jedynym sponsorem jakiego mamy w życiu, są ludzie, którzy kupują nasze płyty. To dzięki nim jeździmy na wakacje, dzięki nim mam samochód i dom, i mamy studio, które i tak oddajemy ludziom, bo nagrywamy w tym studio dla nich. Ja Ci powiem, że kiedyś myślałem nad tym, żeby zmienić nazwę. Bo mówi się: Stage Diving Club, czyli klub tych skaczących ze sceny. Potem, kiedy odszedłem od Acid Drinkers, od Kazika, to stwierdziłem, że naprawdę trzeba zmienić tą nazwę, bo ja już z tej sceny nie będę skakał, bo nie jestem na scenie, gramy tylko z Arką. A moja żona mówi: „Ale to jest klasyczny przykład, że spadłeś ze sceny! Spadłeś, zniknąłeś ze sceny, to jest dobra nazwa”. Więc zostawiłem tą nazwę. Wiesz… Firma to przede wszystkim też praca. Ja uwielbiam grać koncerty, ale oprócz koncertów mam jeszcze mnóstwo pracy. To znaczy muszę coś czasem zaksięgować, rozliczyć PIT-y, te magazyny, te wysyłki. Moi synowie mi czasem pomagają, albo córka pomaga mi przy aukcjach na Allegro. To jest taka rodzinna firma. Ale jest też z tego satysfakcja, że wiele płyt, które ludzie mają w ręku przechodzi przez moje ręce i ja to pakuję i samemu wysyłam.

O: Luxtorpeda nie jest kojarzona ze skandalami. Czy Wy, formując Luxtorpedę, świadomie założyliście odejście od rock’n’rollowego, szalonego trybu życia i skupieniu się na rzeczach ważnych – takich, jakim na przykład jest dla Ciebie ojcostwo?

L: Wiesz, skandale nie są potrzebne, chyba, że się nie ma nic do powiedzenia. Wtedy buduje się reklamę jakiejś płyty na skandalu. My nie musimy robić skandalu. Cicho mówimy komuś na ucho, co przeżywamy i to wystarczy. Jest czas na wszystko. Ja swoje urodziny obchodziłem w środku tygodnia, kiedy już wróciliśmy z koncertów, zaprosiłem kilku bliskich przyjaciół i parę osób z forum, zrobiliśmy sobie grilla i wypiliśmy po piwku – to jest wtedy czas na zabawę. Natomiast koncerty… Ostatnio nawet do naszej garderoby trafiła skrzynka piwa a ja powiedziałem, że mogą to od razu zabrać. Niech załatwią warzywa a nie piwo, żeby przynieśli nam coś, co da nam siłę, by zagrać koncert. Na wszystko jest właściwa pora. My lubimy się bawić, ale na koncercie musimy być trzeźwi i świadomi tego, co robimy. Poza tym, szkoda nam trochę tego, co moglibyśmy stracić, gdybyśmy trzeźwi nie byli - bo zawsze czekamy na koncert i żal by było go nie zapamiętać. Ja mam w swojej historii parę takich koncertów, gdzie byłem naprawdę pijany i wcale miło tego nie wspominam. Ludzie oczywiście cieszą się, że byli na tym koncercie, bo to wzbudza sensację, ale dla mnie to nie jest fajne. Ja wolałbym, żeby każdy koncert był naprawdę świetny i żeby ten, kto przychodzi, wracał potem do domu z siłą do pracy. A nie opowiadał, że „dałem za bilet a ktoś narąbany mi tu bełkocze”.

M: Ale to było chyba w czasach przed Luxtorpedą…?

L: Też mi się zdarzyło raz popić przed koncertem, kiedy w garderobie świętowaliśmy spotkanie po latach z zespołem Proletaryat. I wtedy trochę źle wyliczyłem masę ciała na ilość spożywanego trunku. I okazało się, że chłopaki z Luxów byli bardzo smutni... byli po prostu załamani. Wziąłem szybko zimną  kąpiel, zrobiłem co mogłem - ale ten koncert i tak zagrałem średnio. Poza tym, to co mówiłem wtedy między utworami, też było słabe. Dostałem wtedy żółtą kartkę, że nie ma sensu tego robić. Przeprosiłem chłopaków, to był przypadek, ale wiele mnie nauczył. Generalnie nie lubię tych koncertów i jest ich niewiele. Pewnie, że mam tremę przed koncertem, ale jednak lepiej jest zagrać na trzeźwo, niż pić. Tak jak już mówiłem, na wszystko jest czas.

O: Jeśli chodzi o koncerty, to pamiętam koncert z roku 2012, rok po Waszym debiucie, kiedy graliście na Sonisphere Festival przed Metallicą. Jakie były Wasze wrażenia po tym koncercie?

L: Bardzo chcieliśmy zagrać przed Metallicą. Organizatorzy nie zapewniali nic, więc musieliśmy sami zapłacić za transport i hotel, ale stwierdziliśmy: „Co tam! Ważne, żeby zagrać!”. Okazało się potem, że to nie jest ta sama scena tylko zupełnie inna i że możemy zagrać tylko pół godziny. Zagraliśmy te pół godziny z czego 10 minut musieliśmy czekać na prąd. Jeszcze dostaliśmy maila, że nie wolno nam korzystać z cateringu. Odpowiedziałem im wtedy, że nie jedziemy na ten koncert, żeby jeść spaghetti Metalliki, tylko chcemy zagrać! I cieszę się, bo miałem okazję zobaczyć świetny koncert.

M: Wcześniej wspomniałeś o pomocy fanów z Luxforum. Skąd pomysł, żeby zaprosić ich na nagranie nowej płyty?

L: Przede wszystkim ja bym nie nazywał ich fanami, tylko słuchaczami - a nawet Luxforumową rodziną. To był pomysł Hansa. Przyszedł do mnie i zapytał: „Czy myślisz, że to jest dobry pomysł, żeby oni przyjechali do Custom i nagrali coś z nami?”. Ja mówię, że tak, chociaż to jest niewykonalne, bo to i kilometry, i niewielu ludziom będzie się chciało jechać, poza tym - jak my to ogarniemy…?! Ale się udało. Okazało się, że przyjechali forumowicze, nagrali, jeszcze goście specjalni byli - bo okazało się, że Wojciech Grzyb, który gra w Lotosie Trefl Gdańsk w siatkówkę, jest naszym fanem i też śpiewa na płycie.

O: Były różne wersje okładek płyty „MYWASWYNAS”, były różne warianty tytułów, miały się na niej znaleźć utwory z EP-ki, które się finalnie na niej nie znalazły. Skąd tyle wahań nad nową płytą?

L: Zawsze jest tak samo. Tylko, że kiedyś nie było możliwości dzielenia się w trakcie tworzenia z ludźmi. Nie było portali społecznościowych ani takiego kontaktu ze słuchaczami. Dzisiaj ten kontakt jest i dzielimy się tym, co jest w danym momencie. I ostateczna wersja jest na ten moment skończona - ale gdyby trwało to dłużej, to pewnie jeszcze wszystko by się dwa razy zmieniło. Uważam, że wszystko można zmienić, jeśli ma się inspirację do zmian i jest w człowieku to szaleństwo twórcze, to warto pewne rzeczy zmieniać i nieustanie szukać wersji najbliższej temu, co się chce zrobić. Tylko żonę mam jedną, a w życiu wszystko inne zmieniam (śmiech).

M: A co Ciebie tak najbardziej inspiruje do tworzenia?

L: Uwielbiam brzmienie gitary elektrycznej, ona mi towarzyszy od młodości. Uciekałem w to brzmienie od problemów domowych i do dzisiaj sobie lubię czasami uciec – biorę gitarę, gram i przenoszę się do takiej krainy, że nie przeszkadza mi to, co się dzieje na zewnątrz. I to mnie chyba tak najbardziej inspiruje, biorę gitarę i od razu mam jakieś pomysły. Gitara jest świetną przygodą życiową.

M: A jak jest z tekstami utworów?

L: Słowa powstają równolegle, czasem trochę wcześniej, czasem później, w różnych momentach pracy nad płytą. Bo my, jak jeździmy dużo ze sobą, to w pewnych momentach padają jakieś hasła i na ten temat dużo rozmawiamy i każdy się dzieli jakimiś doświadczeniami. Także teksty zbiera Hans i pisze je, opisuje, stosuje świetne metafory, a ja bardziej krzyczę jakieś hasła, które staram się wyjaśnić. Albo też jako pierwszy rzucam jakieś hasło, jakiś szkielet, a Hans to obudowuje całą resztą. Ale teksty są najczęściej wynikiem naszych rozmów, które odbywanym kiedy podróżujemy po Polsce. Mamy taki bank tekstów i potem dopasowujemy. Niektóre czekały parę lat, a niektóre powstawały tuż przed nagraniem.

M: To już tak na koniec: niedawno była premiera nowej płyty, a Ty powiedziałeś, że już po głowie chodzą Ci nowe projekty. Czy już na widoku jest kolejna płyta Luxtorpedy?

L: Myślimy nad tym i już coś działamy. Na razie jednak za wcześnie żeby o tym mówić. Teraz dla nas najważniejsze jest, żeby dobrze przygotować się do trasy jesiennej, gdzie chcemy zagrać wszystkie utwory z "MYWASWYNAS".

O i M: Dziękujemy za rozmowę! :)

Komentarze: