Minął już niemal tydzień, odkąd Metalmania 2017 przeszła do historii! Najwyższa więc pora na podsumowanie tego pamiętnego wydarzenia. Przyznam szczerze, że potrzebowałem tych kilku dni nie tylko na powrót do formy po festiwalu, który przecież z soboty na niedzielę przeciągnął się do późnych godzin nocnych (co zaowocowało u niżej podpisanego wyraźnym niedospaniem w dniach kolejnych...), ale też na spojrzenie na całą imprezę na chłodno i z lepszej perspektywy.
Nie ma chyba w Polsce fana cięższych brzmień, który na Metalmanię nie patrzyłby z dużą sympatią i z pewną dozą nostalgii. Impreza, której historia sięga połowy lat osiemdziesiątych, przez wiele lat stanowiła bowiem dla mieszkańców naszego kraju (a także licznie zawsze pojawiających się Czechów czy Słowaków) jedną z niewielu szans, by zobaczyć na własne oczy legendy światowej sceny metalowej. To właśnie w trakcie śląskiego festiwalu Polacy i sąsiedzi mogli po raz pierwszy usłyszeć na żywo takie zespoły, jak Helloween, Overkill, Kreator, Therion, Samael czy Cannibal Corpse. Niestety, w 2009 roku wobec kłopotów organizacyjnych impreza nie odbyła się i w kolejnych latach nic się pod tym względem nie zmieniło. Długo wydawało się zatem, że Metalmania pozostanie jedynie wspomnieniem. Na szczęście, pod koniec ubiegłego roku gruchnęła informacja, że impreza powraca i ponownie odbędzie się w miejscu, z którym najbardziej jest kojarzona - czyli katowickim Spodku.
Fani muzyki metalowej zacierali zatem ręce na kolejną wielką imprezę. W miarę, jak ogłaszano zespoły, które wystąpią w trakcie reaktywowanej edycji, emocje rosły. Z jednej strony - z pewnością możliwość ponownego zobaczenia na żywo takich zespołów, jak Sodom, Coroner, Moonspell czy Samael ucieszyła wiele osób. Z drugiej jednak strony, nie brakowało głosów, że obsadzenie tego ostatniego zespołu w roli headlinera festiwalu było cokolwiek kontrowersyjną decyzją. Kręcono nosem na aktualną formę szwajcarskiego zespołu, z kolei niektórzy oczekiwali, że główną gwiazdą festiwalu będzie jednak grupa ciesząca się nieco większą sławą. Należy jednak pamiętać, że Metalmania nigdy nie była imprezą dla niedzielnych fanów ostrzejszych brzmień, a raczej dla tych maniaków, którzy nawet obudzeni w środku nocy potrafiliby wymienić nawet najbardziej niszowe kapele. Wydaje się zresztą, że obsadzając Samaela w roli headlinera, organizatorzy festiwalu chcieli docenić jego zasługi - Szwajcarzy na Metalmanii pojawiali się wielokrotnie i mocno kojarzą się z tą imprezą, a ponadto - świętują w tym roku 30-lecie swego istnienia.
Narzekań na line-up nie było na szczęście słychać w dniu festiwalu. Fani przybywali do Spodka od wczesnych godzin porannych, by zdążyć na rozpoczynające się już od 11:00 koncerty. Z tych przedpołudniowych z pewnością godne uwagi były występy Tygers of Pan Tang czy Arcturusa - oba zespoły dały naprawdę niezapomniane show. Klasą samą dla siebie był oczywiście Vader, z kolei występ niemieckiego zespołu Sodom pokazał, że to właśnie on powinien być uznany za największą gwiazdę festiwalu - takiej porządnej, gitarowej rozpierduchy nie urządził później ani Coroner, ani Moonspell, ani też Samael. Pojawią się zapewne także głosy, że było dokładnie inaczej - ale może właśnie w tym należy upatrywać sukcesu tegorocznej edycji, że była na tyle różnorodna, iż nie da się wskazać jednoznacznie zespołu, którego poziom odstawałby jakoś znacząco od innych. Skład był po prostu bardzo wyrównany - i zarazem bardzo dobry!
Na zmianę z występami odbywającymi się na głównej scenie, trwały koncerty na małej scenie, które również mogły się podobać - dobre wrażenie pozostawiły po sobie choćby Infernal War, Obscure Sphinx czy Thermit. Niejeden z zespołów, które tam zagrały w tym roku, zasłużył na to, by w kolejnych latach pojawić się na głównej scenie! Wydaje się wszakże, że to właśnie lokalizacja małej sceny była największym minusem całego festiwalu. Sama scena była wciśnięta w korytarz i zbyt niska (osoby z tylnych rzędów miały trudności w dostrzeżeniu, co się na niej dzieje), a dźwięk pozostawał wiele do życzenia - tym bardziej, że jeśli koncerty na małej scenie się trochę przedłużały, to nakładały się na nie dźwięki dobiegające z dużej sceny. Odbiór był więc dość trudny i wiele osób rezygnowało z udziału w tych koncertach, woląc w tym czasie po prostu nabrać sił przed kolejnymi koncertami odbywającymi się na głównej scenie. Wiem, że na poprzednich edycjach festiwalu umiejscowienie małej sceny było podobne, jednak trzeba wziąć pod uwagę, że 10 lat temu sam Spodek i jego otoczenie wyglądały nieco inaczej - teraz tuż obok stoi nowoczesne centrum konferencyjne, które aż się prosiło o to, by wykorzystać je także w trakcie Metalmanii, chociażby właśnie jako lokalizację małej sceny! Może w przyszłym roku uda się lepiej wykorzystać obecną infrastrukturę?
Pochwalić organizatorów należy za to za zorganizowanie wszystkiego tego, co koncertom w trakcie festiwalu towarzyszyło - czyli wszechobecnych stoisk ze stuffem nie tylko muzycznym (ach, te wikińskie rogi do miodu!), foodtrucków (choć tych akurat przydałoby się jeszcze więcej), galerii okładek metalowych płyt autorstwa Zbigniewa Bielaka oraz zdjęć koncertowych (różnego autorstwa), czy wreszcie - stanowiska, przy którym wytrwali fani w wyznaczonych godzinach mogli spotkać swych ulubieńców. Była więc dobra okazja, by zebrać autografy i zrobić sobie zdjęcia z poszczególnymi zespołami - i to nie tylko tymi, którzy wystąpili na Metalmanii. Co ciekawe, mimo braku występu na którejkolwiek z dwóch scen, specjalnie w roli gościa imprezy, około południa w Spodku zjawił się Roman Kostrzewski z grupy KAT, który bardzo chętnie pozował do wspólnych zdjęć i nikomu nie odmawiał podpisów.
Mimo drobnych niedociągnięć, Metalmanię 2017 na pewno należy uznać za udaną imprezę. Wbrew obawom co poniektórych, festiwal nie okazał się nostalgiczną próbą reanimacji trupa, lecz stanowił prawdziwy powrót eventu będącego unikatowym, jedynym w swoim rodzaju świętem metalu. Czapki z głów przed Metal Mindem za to, co udało im się dokonać podczas tegorocznej edycji - i trzymajmy kciuki, by jak przystało na prawdziwe święto, od teraz Metalmania znów odbywała się co roku!