Jest taki czas w roku, kiedy na dworcach komunikacji dalekobieżnej w Poznaniu kłębią się tłumy. I nie, nie mam na myśli dni, kiedy mecze domowe rozgrywa akurat Lech Poznań. Tym razem mowa oczywiście o LuxFeście, który już piąty rok z rzędu organizowany jest w poznańskiej Arenie.
Zapewne weterani LuxFestu patrzą z łezką w oku w przeszłość, nie dowierzając, że już tyle czasu minęło od pierwszej jego edycji. Co więcej, widać, że festiwal z każdą kolejną edycją nabiera mocy i tempa. Można się tylko cieszyć, bo na naszych oczach rozkręca się coroczna, świetna impreza, która za każdym razem przyciąga coraz więcej osób. I nic dziwnego, bo LuxFest gra fair co do polityki całego festiwalu.
Po pierwsze: widać, że to typowo rodzinny festiwal. Serio! Widzieliście inny rockowy festiwal z wielką powierzchnią gier i zabaw dla dzieci a także strefą "Matki i Dziecka" dla dzieci jeszcze nie do końca odstawionych od piersi? No właśnie. I nawet nie chodzi o wielką frajdę dla dzieci, tylko o tą błogą ulgę na twarzach rodziców, którzy w końcu nie muszą się martwić o kolejne wyjście z dzieckiem: że pociecha zacznie się nudzić, że nie będzie nic do picia poza piwem, czy wreszcie – że sam rodzic będzie się czuć z wiercącym się maluchem jak nieproszony gość. Na szczęście, członkowie Luxtorpedy – czyli organizatorzy całego festiwalu, sami mają pociechy i doskonale znają owe realia, więc zadbali o to, by wszyscy znaleźli tu miejsce dla siebie. Jak miło, że w tym kraju w końcu ktoś rozszerzył punkt widzenia i objął "jedną lornetką" i dzieci, i rodziców!
Po drugie, nie ma tam też surowej, festiwalowej polityki czyli nieodpłatne szatnie, możliwość swobodnego wejścia i wyjścia w trakcie trwania całego festiwalu, nienumerowane miejsca. Można więc było iść w rozszalały tłum albo spokojnie obserwować scenę z zacisza swojego krzesła. Widać, że organizatorzy pod wieloma względami robią duży ukłon w stronę uczestnika. A to się chwali!
W tym roku festiwal wrócił do schematu edycji z 2013 roku, czyli ograniczył wszystkie koncerty do jednego dnia. Nie mam porównania z dwudniowymi edycjami (jeśli przyszłoroczna edycja będzie znów rozłożona na dwa dni, może będę mogła zrobić takie zestawienie), ale jak dla mnie jednodniowa edycja jest jak najbardziej na tak. I co do tego roku powiedziałabym: "krótko a treściwie". Tym bardziej, że zestaw artystów w tym roku był imponujący. Zaczynając nawet od samej Arki Noego, której występ rozpoczynał cały festiwal, nasuwa się pytanie – no jak nie kochać tych maluchów? Zwłaszcza, że to co robią, robią z niezawodną dziecięcą pasją i widać, że sprawia im to frajdę.
Zaraz po dziecięcym oddziale pod dowództwem Litzy na scenie pojawił się Zeus. Występ rapera pomógł przełamać stricte rockowy klimat imprezy, dzięki czemu każdy znalazł coś dla siebie – w podobnych klimatach prezentował się zresztą później projekt "Za Wolność". Jak widać zatem na przykładzie Luxtorpedy i LuxFestu, można mieszać rap z rockiem zarówno w brzmieniu własnego zespołu, jak i w festiwalowym line-upie. Po hip-hopowej dawce energii została nam już tylko klasyka rockowego gatunku, czyli: Kuba Płucisz i Goście, Luxtorpeda oraz Lady Pank. Ten ostatni zespół, świętujący w tym roku swoje 35-lecie, przy okazji LuxFestu nagrywał zresztą koncertowe DVD.
Trzeba przyznać, że w trakcie tegorocznej edycji nie brakowało niespodzianek! Jedną z nich były publiczne oświadczyny w trakcie koncertu Luxtorpedy (i trzeba nadmienić, że to nie pierwsze oświadczyny w takich okolicznościach, podobna akcja miała miejsce podczas zeszłorocznego koncertu w warszawskiej Stodole). To tylko potwierdza, że Luxtorpeda to naprawdę rodzinny zespół, skoro nawet na ich koncertach tworzą się przyszłe rodziny! Poza przyszłym małżonkiem, cała publika usłyszała to wyczekane "TAK!", czego z tego miejsca gratuluję! Ale nie tylko publikę czekała niespodzianka (zagranie całej płyty „MYWASWYNAS” nie liczymy jako niespodzianki, bo było to ogłaszane już wcześniej – ale jeśli ktoś nie wiedział i poczuł się zaskoczony, dopisujemy to również drobnym drukiem do listy niespodzianek). Otóż owiane już sławą LuxForum, zadbało o ogromny tort ze zdjęciami Luxtorpedy, który LuxRodzinka wraz z LuxChłopakami dosłownie zmiotła ze stołu! I to była właśnie ta chwila, kiedy sami organizatorzy mogli na chwilę zatrzymać się i odetchnąć – prawie niczym gospodarze na domówce, którzy po ogarnięciu całej imprezy, dopiero w środku mają czas się nią cieszyć. Niemniej jednak – musieli się poczuć bardzo docenieni. I tu wielkie brawa dla całego LuxForum: po pierwsze – za sam pomysł, a po drugie – za doskonałą organizację ogarnięcia tematu.
A ostatnim, równie wielkim zaskoczeniem, było zaproszenie Litzy na scenę podczas finałowego występu wieczoru i wykonanie „Vademecum skauta” na trzy gitary. Widać było, że Litza był autentycznie szczęśliwy – zresztą, kto by nie był, stojąc na scenie razem z Lady Pank? Nawet pomimo, że słychać głosy zarzucające Lady Pank przesadne gwiazdorzenie, to co zrobili na LuxFeście było bardzo miłe!
I tak oto po ciepłych pożegnaniach ludzie rozjechali się do domów bogatsi o wspaniałe wspomnienia i z nadzieją na szybką powtórkę za rok. Co więcej, ze spokojem patrzę w przyszłość LuxFestu, bo wiem, że ten festiwal ma wciąż ogromny potencjał i przerodzi się kiedyś w coś wspaniałego. Czy prędzej czy później – o tym się przekonamy w przyszłości. Ale wiem, że twórcy i organizatorzy LuxFestu zrobią wszystko, by ta impreza z roku na rok stawała się coraz lepsza – bo tak jak we wszystko, wkładają w nią całe swoje serca!