AC Roses DC, czyli dajmy sobie na wstrzymanie z krytyką...
Opinia Wyspy.fm

AC Roses DC, czyli dajmy sobie na wstrzymanie z krytyką...

Używając piłkarskiej terminologii – to jeden z najbardziej hitowych transferów ostatnich lat. Mowa oczywiście o zaangażowaniu wokalisty Guns'n'roses w szeregi innej legendy rocka AC/DC.   Jeszcze na scenie nie zabrzmiały pierwsze dźwięki z nowym frontmanem, a w internecie ruszyła już zbiorowa histeria i hejt... Jak to? Axl w AC/DC? Toż to profanacja niemalże!

Lamentującym wielbicielom talentu Briana Johnsona chciałbym przypomnieć mały szczegół: nie był on pierwszym wokalistą australijskich gigantów. Gdyby w 1980 roku świat znał internet, Facebooka i Twittera, to chłop pewnie wpadłby w depresję, czytając posty i komenty na swój temat. No bo jak to? Bon Scott jest niezastąpiony, „to już nie będzie to”, „profanacja”, „szarganie szyldu” itepe itede... Brzmi znajomo, prawda?
Jasne: zaproszenie na pokład sławnego nazwiska nie zawsze musi skończyć się sukcesem. Przykład Queeen i Paula Rodgersa (wokalisty genialnego) jest tego dobitnym dowodem. Ale akurat w przypadku Axla i AC/DC jestem dziwnie spokojny o końcowy rezultat (w sensie artystycznym). Facet dysponuje bowiem idealnymi warunkami głosowymi, by wpasować się w repertuar legendarnej kapeli.
Zastanawia mnie jedno: że znany z trudnego i despotycznego charakteru Rose zdecydował się dołączyć do zespołu, w którym to nie on będzie rozdawał karty. Widocznie czek musiał opiewać na konkretną sumę ;)
Rock or bust? Myślę, że z nowym wokalistą jednak to pierwsze...

Komentarze: