Nasza relacja: Dzielnica Brzmi Dobrze – koncert finałowy

Nasza relacja: Dzielnica Brzmi Dobrze – koncert finałowy

Dzielnica Brzmi Dobrze to unikalny projekt mający na celu najpierw wyłonienie najlepszych, amatorskich zespołów muzycznych z Katowic, by później wspierać i pomagać im w rozwijaniu karier, m.in. poprzez organizowanie sesji nagraniowych, jam session, warsztatów, koncertów czy sesji zdjęciowych. Jest to fantastyczna inicjatywa promująca Katowice i aktywizująca środowisko muzyczne, która z całą pewnością powinna być praktykowana w każdym większym mieście, przyczyniając się do rozwoju kulturalnego regionu.

Tuż po świętach w katowickim Jazz Club Hipnoza odbył się koncert - podsumowanie dotychczasowej działalności projektu. Wystąpili laureaci pierwszej edycji: Fuck the People, Lód 9, KOLORY, Hengelo i The Party is Over, zwycięzcy drugiej edycji: Erith, NOTTOOEASY, Studio Sztama i Parnas Brass Band oraz Ciśnienie, formacja wyjątkowa, bo jej skład powstał z połączenia członków innych bandów biorących udział w Dzielnicy: Kacper Kowalczuk (Fuck the People), Maciej Klich, Michał Zdrzałek (Lód 9) i Michał Paduch (Pigeon Break), który jest również realizatorem dźwięku w Katowice Miasto Ogrodów. Zestawienie tak odmiennych muzycznych osobowości musiało dać elektryzujący rezultat. Panowie otwierając swój występ utworem „Fratres”, zabrali słuchaczy w fascynującą i nieoczywistą podróż po dźwiękach. Przez już wiernych fanów porównywani do Pink Floyd, ja natomiast wolałabym ich umiejscowić chociażby obok Tides From Nebula, bowiem muzycy obu formacji poruszają się w podobnej, co prawda niszy muzycznej, ale takiej, która cieszy się dużym zainteresowaniem określonej grupy odbiorców, a polskie zespoły znalazły dla swojej twórczości ogromne uznanie poza granicami naszego kraju, czego gorąco Ciśnieniu życzę. Z bardzo dobrej strony zaprezentowali się Parnas Brass Band, szóstka utalentowanych muzyków grających jazzowe klasyki i przerobione we własnym stylu przeboje muzyki popularnej, która czerpie inspiracje z klimatu nowoorleańskich ulic; NOTTOOEASY, czyli trójka młodziutkich chłopaków w znakomity sposób łączących elektroniczne sample z brzmieniem trąbki oraz Studio Sztama, których ciepłe funkowo-hip hopowe rytmy z dwójką charyzmatycznych dżentelmenów na froncie pozwoliły rozluźnić atmosferę.

Hengelo i KOLORY to dwie kapele w pełni gotowe na podbój rodzimego rynku muzycznego. Pierwszym określeniem, które przychodziło mi do głowy podczas słuchania ich w wersji live, był profesjonalizm. Obie formacje mają za sobą bardzo udany rok i występy m.in. na Przystanku Woodstock. Hengelo z genialnym Mateuszem Koniecznym na wokalu potrafi stworzyć unikalny, intymny nastrój, co udało im się także w Hipnozie przy przedstawianiu swoich piosenek z „Try” i „Chłodem” na czele. KOLORY natomiast są świeżo po wydaniu fantastycznej płyty Shine, którą udowodnili, że w niczym nie ustępują zagranicznym zespołom Indie rockowym. Niestety tym razem z powodu choroby wokalisty Sebastiana Szuły muzycy musieli skrócić swój występ, ale nawet pomimo tego zdołali pokazać drzemiące w kapeli możliwości, kończąc swój koncert prawdziwą muzyczną petardą, jaką bez wątpienia jest znakomity singiel „Rise”. Fuck the People pomimo tego, że musieli radzić sobie z problemami technicznymi, to dali bardzo energetyczny popis. Unikalne brzmienie powstałe w wyniku kombinacji samej perkusji i basu to nie jedyny atut tego duetu. Kacper Kowalczuk i Igor Talarczyk to sceniczne zwierzęta, szalenie łatwo łapiący świetny kontakt z publicznością i zaskarbiający sobie jej sympatię swoją autentycznością. Panowie wykonali utwory ze swojego debiutanckiego krążka Tinder Hunters: „Truth”, „Blue Moon” i „Wdp”, cover kawałka Son House’a „Grinnin’ In Your Face”, a także numer „Get Enough” zwiastujący nowy materiał grupy. O tym, jaki to był koncert, niech świadczy fakt, że FtP było pierwszym bandem, od którego publiczność domagała się bisu.

Prawdziwie silnym uderzeniem było to, co zrobił Lód 9. Klich i Zdrzałek stanowią ucieleśnienie najlepszych przymiotów, którym hołduje cały projekt DBD – są piekielnie utalentowani, oryginalni i tworzą szalenie wartościową muzykę. Surowe i ostre granie powiązane podczas występu na żywo z obezwładniającym wręcz oświetleniem z pewnością przypadły do gustu prawdziwym tłumom słuchaczy. Erith z kolei jest artystką całkowicie odklejoną od rzeczywistości. Porusza się w jakiejś na pozór niedostępnej przestrzeni kosmicznej, ale podczas koncertów zaprasza i zabiera do niej miłośników swojej muzyki. Martyna Biłogan tworzy pewien rodzaj performance’u, podczas którego zatraca się w nutach. Nie inaczej było i tym razem – wystarczyło po prostu zamknąć oczy i odpłynąć. Wieczór muzycznych wrażeń zamknęła formacja The Party is Over nie tylko ze względu na adekwatną nazwę, ale przede wszystkim prezentowany gatunek, czyli mocne, momentami wręcz industrialne elektroniczne brzmienia, które w połączeniu z naprawdę zapadającym w pamięć, magnetyzującym wokalem Darii Ryczek robią ogromne wrażenie. Duet zaprezentował utwory ze swojej debiutanckiej płyty Stolen Symphonies, m.in. „Chaos” czy „Supernova”, przy których ostatni wytrwali tańczyli do późnej nocy.

Komentarze: